Co roku 6 listopada jest dla społeczności akademickiej (także absolwentów) Uniwersytetu Jagiellońskiego okazją do przypomnienia dnia, kiedy z rzecząpospolitą uczonych skonfrontowała się brutalna siła.
Jak bardzo gorzko dziś brzmią słowa wzruszonego Kazimierza Twardowskiego, jak słaba okazała się jego wiara w siłę logiki i niezależność nauki. A może mimo wszystko academia ne cedat?
Mając pełne prawo domagania się, aby jego niezawisłość duchowa nie była przez nikogo naruszana, mając więc także pełne prawo bronienia się przeciw wszelkim jawnym lub podstępnym zakusom poddawania jego pracy naukowej czyjejkolwiek kontroli lub komendzie, Uniwersytet ma zarazem obowiązek unikania także ze swojej strony wszystkiego, coby mogło tę niezawisłość nadwyrężać lub stwarzać chociażby pozory ulegania jakimkolwiek wpływom lub dążnościom, nie mającym nic wspólnego z badaniem naukowem i jego celem. Musi odgradzać się od wszystkiego, co nie służy zdobywaniu prawdy naukowej, musi przestrzegać należytego dystansu między sobą a nurtem, którym mknie około jego murów życie dnia potocznego, zgiełk ścierających się prądów społecznych, ekonomicznych, politycznych i wszelakich innych; wśród walk i zmagań się tych najrozmaitszych prądów Uniwersytet winien trwać niewzruszenie jak latarnia morska, która wskazuje swem światłem okrętom drogę przez wzburzone fale, lecz nigdy światła swego nie nurza w samych falach. Gdyby to uczyniła, światłoby zgasło, a okręty pozostałyby bez gwiazdy przewodniej.
(O dostojeństwie Uniwersytetu, Poznań, 1933)
Republika uczonych upadła. Reszta tekstu (OCR) jest tutaj.