by Artur Czesak·Możliwość komentowania Mieszczańskie w formie, z orderem na okładce została wyłączona
To okładka programu teatralnego. W czasie polepszenia materialnego bytu przybywało (nie ubywało? pojawiała się na innych polach?) nachalnej propagandy.
Musiałem to zamieścić, z napisem: orderem „Sztandar Pracy”, bo to świadectwo zmienności norm i zwyczajów ortograficznych, a nie tylko przemian politycznych i nastrojów społecznych.
Teraz częściej się pisze o Orderze Sztandaru Pracy.
by Artur Czesak·Możliwość komentowania Słowa z Krakowa 3 została wyłączona
Już za dwa tygodnie porozmawiamy o szkole, ale bardziej po krakowsku, po małopolsku, regionalnie.
Najwięcej o szkole, szkołach i ocenach wie pani kurator Gabriela Olszowska, nauczycielka z powołania. Zapraszam 17 września na godzinę 18 do Filii nr 21 Biblioteki Kraków (ul. Królewska 59).
Koniecznie trzeba będzie ustalić, jak się nazywa przyrząd do czynienia ołówków sprawnymi. Kto i do jakiego zeszytu używał takiego czegoś, z wyraźnie narysowanymi liniami, żeby dało się pisać prosto, choć zeszyt w tym nie pomagał, bo był JAKI? — czysty albo gładki.
by Artur Czesak·Możliwość komentowania Bywszy nad Narwią została wyłączona
Malownicze rozlewiska Narwi, a pośrodku nich wybudowano skit, to jest pustelnię.
Bardzo to interesujące i pozaschematyczne.
Wybór miejsca uzasadniony legendą sprzed pięciu wieków, kiedy to na tym właśnie uroczysku zwanym jakoby Kudak ikona św. Antoniego Pieczerskiego miała się ukazać księciu Iwanowi Wiśniowieckiemu.
by Artur Czesak·Możliwość komentowania Czy dycha jeszcze? została wyłączona
W jednym z felietonów Jerzy Pilch zapytywał co kilka zdań, gdy się napatoczył tytuł „Dziennika Gazety Prawnej”: a czy dycha jeszcze? Nie będę tego szukał. Wystarczy mi, że tak to właśnie zapamiętałem. I odnoszę dzisiaj to pytanie do własnego bloga, choć użycie słowa dychać w lecie roku 2024 nie jest czysto neutralne. Odbyła się, a może i wciąż jeszcze odbywa inba w sprawie wypowiedzi prof. Jerzego Bralczyka o leksyce używanej w stosunku do zwierząt.
Teraz każdy będzie odpytywany i oceniany z empatii albo konformizmu.
Ale wracajmyż do tutejszej mojej autoekspresji. Czy w ogóle powinienem się tu publicznie publikować? Tu chyba mogę, za to nie muszę tego wrzucać do aktualizujących i natychmiast się przeterminowujących mediów społecznościowych.
W tym wieku (w moim, no i w XXI) warto dojrzeć. Dojrzeć również cele i upływ czasu. Dojrzawszy, docenić, nie tylko się przerazić.
Każda osoba blogująca od czasu do czasu obwieszcza, że jeszcze żyje. To ja też, póki żyję. A teraz o czasowniku zdychać w polszczyźnie najdawniejszej i dawnej.
Przed rokiem 1500, jak o tym informuje Słownik staropolski, czasownik zdechnąć, odnosił się także do ludzi i nie miał charakteru pejoratywnego, jak dziś, gdy powiedzenie komuś „żebyś zdechł” nie tylko jest życzeniem śmierci, ale także okazaniem pogardy, bo zdychają zwierzęta, też bynajmniej w językowym obrazie świata i utrwalonym sposobie używania języka niekochane. Na przykład w Rozmyślaniu przemyskim:
Czcienie o dziecięciu, ktore sie swaliło z skały i zdechło, a to miły Jesus wskrzesił z martwych
Jednego dnia dziecię miły Jesus wyszedł na pole a za nim dzieci naśladowały wielika tłuszcza. Tako są weszli na jednę gorę wielmi przykrą i poczęli igrać każdy swoję igrę, ktora sie komu widziała, a Jesus siedział niedaleko ich przyglądając. Bieżąc jedno dziecię nieopa<t>rznie i zwaliło sie z onej gory, to jest z skały, padnie na ziemię i zdechnie. Uźrąc to ine dzieci i poskoczą przecz od niego i poczną powiedać, kako sie stało. Od niemiłościw<ych> Żydow natychmiast słowo pojdzie, iżeby je Jesus zepchnął. Poślą po Jozefa a po Maryją, jego matkę, i imą dawać winę Jesusowi rzekąc, iże on krzyw w jego śmierci. Maryja wiedząc syna swego niewinnego <…>, milcząc idzie do niego i imie k niemu mowić łaskawie rzekąc: „Powidz mi, synku miły, co mam uczynić i przeciw takiej potwarzy co mam odpowiedzieć”. Rzekł Jesus: „Moja miła matko, my[e] będziemy cirpieć od niemiłościwych Żydow rozmaite potwarzy, ichże winą nie zasłużemy. A wszakoż by sie nikt nie pogarszał w tej potwarzy a też bych niewinność moję ukazał, niechaj dadzą to ciało, a jemu każę, iże powie moję niewinność”. Takoż przystąpił Jesus z matką swoją ku ciału onego dziecięcia umarłego i rzekł jemu: „Zenonie, każę tobie, a<by> powiedział przed wszem ludem, jest<li> ja ciebie sepchnął albo uczyniłlim tobie co złego <…>” Tedy on umarły westchnął a przede wszemi zawołał rzekąc: „Aniś mie zepchnął ani <z>rzucił <…>, aniś niektore złości uczynił”. „Dziecię miłe – rzekł k niemu – przeto iżeś mię wyprawił a prawdęś powiedział, każę tobie, abyś smartwychwstał i był żyw a popełnił dni swoje we zdrowi”. Natychmiast jako Jesus to słowo rzekł, nagle ono dziecię ożyło i wstało z martwych a poklęknąwszy przed Jesusem dał jemu chwałę a przed wszemi ludźmi chwaląc ji i rzekł: „Toć jest syn boży, tegoż chwalą anjeli, ale źli duchowie nienaźrą jako i ludzie”. [transkrypcja prof. Wacława Twardzika]
Język jest pojemniejszy niż nasze pojemniki na myśli, że tak powiem po kognitywistycznemu. Oto pierwowzór w tłumaczeniu współczesnym, gdzie oczywiście dziecko zabiło się:
WSKRZESZENIE DZIECKA. 9.767 1. Pewnego dnia Jezus bawił się z dziećmi na dachu768; jedno z nich upadło i zabiło się. Na ten widok dzieci uciekły. Jezus zaś pozostał sam. 2. Rodzice zabitego dziecka mówili do Jezusa: “Ty zrzuciłeś to dziecko”. Jezus im odrzekł: “Ja go nie pchnąłem”. 3. A gdy oni mu grozili, Jezus zszedł do tego, który był zabity i rzekł: “Zenonie -takie było bowiem jego imię – czy to ja cię strąciłem?” On podniósł się natychmiast i rzekł: “Nie, mój panie”. Gdy rodzice dziecka to ujrzeli, byli zdumieni i chwalili Pana769.
767 Por. A IX, B VIII, łac. VI; EwDzArab 44; EwDzOrm 16, 7-15. Fragment ten cytuje pisarz arabski Al-Kissai z tym, że chłopiec zginął od kopnięcia konia (Sidersky 147). Tekst przypomina wskrzeszenie Eutychesa przez św. Pawła w Troadzie (Dz 20, 9-12). Wskrzeszanie dla udowodnienia niewinności, por. Apulejusz, Złoty osioł 2, 28-30.
768 Domy na Wchodzie mają płaskie dachy i stanowią miejsce zabawy dzieci.
769 Rozdział 10, tekst późniejszy, podajemy według wersji greckiej A:
ULECZENIE MŁODZIEŃCA. 1. Po kilku dniach jakiś młodzieniec rąbał drzewo w sąsiedztwie i wypadła mu siekiera, i przecięła stopę, i umierał z powodu upływu krwi. 2. Powstał wielki zgiełk i zbiegowisko; pobiegło tam również dziecię Jezus. Przeciskając się siłą przeszedł przez cały tłum, ujął zranioną nogę chłopca i natychmiast została uleczona. I rzekł do młodzieńca: „Wstań teraz, rąb dalej drzewo i pamiętaj o mnie” (por. EwTm 77). Tłum widząc, co się przydarzyło, oddał dziecku cześć, mówiąc: „Zaprawdę, Duch Boży mieszka w tym dziecku” (por. Łk 4, 18; Iz 58, 6).
by Artur Czesak·Możliwość komentowania Comber, czyli figle słów i znaczeń została wyłączona
Swawole końca karnawału, chłop się za babę przebiera (i na odwrót!), germanizmy kamuflują się nosówkami, samogłoski nosowe się denazalizują, a w to wszystko miesza się woń przypraw.
Tak o tym mówiłem w Radiu Kraków w cotygodniowej audycji Wyczesane rozmowy:
To słowo dziś słowiańskie (z germańskim podkładem, w detalach niejasnym), fałszywie jednakże pisane z literką ą jako cąber, niesłusznie wywodzone od mitycznego burmistrza, starsze niż zanotowany w Poczcie Krakowskim Jan Czubrowski (zm. 1629), burmistrz miasta Kleparza przy Krakowie. Mniemam, że to on mógł być przezywany i przejść do legendy jako Comber. A że z Kleparza, nie z Piasku, to z perspektywy dwóch stuleci (dla nas już czterech) drobiażdżek. Tak zbierał strzępy wiedzy Kazimierz Władysław Wójcicki w roku 1830:
Zabawa znana jest w Wielkopolsce (camper, cumper – wymawiać przez c, a nie z k jak samochód camper vel kamper), na Łużycach i na Śląsku, więc nie tylko krakowska.
Na Łużycach camprowanje. To tradycja, a nie banalne „baby się za chłopów przebierają”. Źródło: Facebook MDR Serbja
W Małopolsce dodatkowo skojarzona z targaniem czupryn (cubryn), które się nazywa cubrzeniem i według XIX-wiecznych autorów combrzeniem (za głowę). Grzbiet zwierząt – comber np. barani – pochodzi od niemieckiego Ziemer, więc jest tylko mącącym w karnawałowym zawrocie głowy homonimem, a jeśli nad jadłem unosi się woń cząbru (dawniej także cząbr i cąbr – ale on etymologicznie pokrewny raczej z tymiankiem, wymawiane z małopolskim mazurzeniem: comber, combr, combru), to w tym galimatiasie nie sposób dojść, co było pierwsze.
Na krajową listę niematerialnego dziedzictwa babski comber zapisany jest jako tradycja opolskiej części Górnego Śląska.
Nawet data podawana niespójnie. Najrozsądniejsze i najbardziej wiarygodne jest stwierdzenie, że zaczynało się w tłusty czwartek. Rekonstruktorki tradycji AD 2024 zaczęły na Kleparzu już 2 lutego (w Gromniczną, piątek przed tłustym czwartkiem), co nie było chyba stosowne, ale w kwestiach combru baby rządzą, więc milknę. Byli i tacy mędrcy, co twierdzili, że te figle się odbywają w pierwszy postny czwartek, a więc po środzie popielcowej, ale w taką obrazę porządku publicznego i kalendarza liturgicznego wierzyć mi się nie chce.
by Artur Czesak·Możliwość komentowania Przekabacić kogoś została wyłączona
Słowo dość popularne, a przy ideowych i społecznych zamieszaniach jeszcze częstsze. Czy przekabacać oraz przekabacić oznacza przekonać do poglądów słusznych czy przeciągnąć na stronę nie najbardziej godziwą? Tego nie wiem, ale w Wyczesanych rozmowach w Radiu Kraków mówiłem trochę o historii źródłowego słowa KABAT (pochodzenie najciekawsze, bo niejasne) oraz o ciągach skojarzeniowych związanych też z ludowym śląskim słowem kabociorz (albo udający pana, albo hipokryta i zaprzaniec).
Przekabacić więc to przerobić kogoś, wciągnąć do innej formacji, przestroić, przebrać, przeformować.
Nie zdążyłem zaś opowiedzieć o tym, że w XVI wieku kabat był jednym z częstych unieruchamiających więźnia narzędzi karnych, w szeregu z łańcuchem, gąsiorem i kuną.
by Artur Czesak·Możliwość komentowania Encyklopedia i biblioterapia została wyłączona
Czy wierzyć, że przypadki są nieprzypadkowe? Chyba tak, jeśli rekonstruuję ciąg zdarzeń, które sprawiły, że w lutym 2020 r. trafiłem do Biblioteki Kraków, do redakcji drugiego wydania Encyklopedii Krakowa. Tej jesieni odbyła się podczas Targów Książki premiera dzieła pod redakcją naukową prof. Jacka Purchli.
W tym wpisie chcę się jednak przede wszystkim podzielić nową fiszką (link do innych tekstów), opublikowaną w listopadowym numerze „Biblioteki Kraków”. Ponieważ na okładce jest encyklopedia, to od niej zacząłem, a ponieważ pisałem o nadchodzącym Tygodniu Biblioterapii i o rezyliencji, zaczynam dostrzegać związki. Jak żyć pośród kryzysów i napięć? Jak trwać? Może to książki, ich lektura, współtworzenie, praca nad nimi i w ich otoczeniu koi i wzmacnia?
by Artur Czesak·Możliwość komentowania Podpróżki i kutwiki została wyłączona
„Jest inny świat, tak, wiem, gdzieś tu” – śpiewa Antonina Krzysztoń. Ta fraza towarzyszyła mi przy zachłannej lekturze nowej książki Karoliny Grodziskiej Ubożęta, półbożęta*. Fantastyka naukowa wcale nie musi być futurystyką, a nieznane światy nie muszą znajdować się w odległych galaktykach. Piszę, że to naukowa fantastyka, ale proszę sobie nie wyobrażać statków kosmicznych i podróży międzyplanetarnych. Za to nieznane społeczności, organizmy rozumne i inteligentne – owszem.
Tysiącletnie rezydencje możnych czy choćby chłopskie siedliszcza stale zamieszkane przez zmieniające się pokolenia tego samego rodu w naszej części makroświata nie istnieją. Omawiana książka dowodnie przekonuje, że towarzyszą nam byty pod względem swej materialności nieco chwiejne, ale za to przekraczające granice epok i światopoglądów. Może więc nie jest to naukowa fantastyka, ale nadrealizm erudycyjny.
Świat przedstawiony jest najzupełniej naszym światem, Kraków jest jego centrum, każda biblioteka zaś sercem i źródłem energii. Nie z samej wyobraźni zrodziły się opisywane ze skrupulatnością badawczą organizmy z rozgałęzionych drzew systematycznych, których nazwy i samo istnienie jest oczywiste, jakby czytała nam o nich wewnętrzna Krystyna Czubówna.
W kolejnych rozdzialikach poznajemy licznych towarzyszy naszych dni codziennych, lektur, herbat, toczenia kamieni i rysowania trójkątów. Nie tylko wszelakie prasłowiańskie domowe istotki pół boże, pół demoniczne, ale też przybyszów z kart słowników.
Warto wiedzieć, że za moc naszą „orłów, sokołów” i intelektualną finezję planów naprawy miasta i świata, państwa i kościoła oraz niespodziewany potem smutek odpowiadają… niestety, krapułki.
Nowy słownik podręczny łacińsko-polski, opracowany podług najlepszych źródeł przez Łukasza Koncewicza, b. prof. gimn. gub. lubelskiej, Książnica Polska Tow. Naucz. Szkół Wyższych, Lwów – Warszawa MCMXXII, s. 203 —————————-
Fascynuje ta książka szczególnym punktem usytuowania narracji – jest osobista, ale świadomie reprezentująca grono osób podobnie odbierających rzeczywistość, nierzeczywistość oraz absurd, otwarta także na przyuczających się do zaglądania „pod podszewkę świata”. To jest uniwersum inteligenckich domów, różnorodnych ludzkich prac i dni.
Rysunki Sebastiana Kudasa są autonomiczną fantastyczno-artystyczną opowieścią, wy-obrażeniami, czyli słowami przekształconymi w obrazy.
Stłamsiłem w sobie dialektologa komparatystę i etymologa amatora, ale już zachwytu polszczyzną samą i zdolnościami słowotwórczymi, pamięcią i erudycją dusić i ukrywać nie będę. Ileż tu stworów sprawność, nieprzewidywalność, chwytność polszczyzny udowadniających. Rdzenie i przyrostki łączą się radośnie, płodząc coraz to nowe lub wcielając prastare maciupeńkie wyrazki.
Tu delikatne wspomnienie średniowiecznego kronikarza, jakiś poświst czci oddawanej dawnym bóstwom obecnej w odwiecznych, choć niby błahych słowach, tam jakieś bajtałaszki (wspomniane wśród paplaczy), przybysze w niewiadomych krain! Słowotwórcza biegłość oszałamia. Mógłby się pedant spierać, czy lepszym słowem jest nienasytca czy nienasyciec, ale to spór spekulatywisty z Obserwatorką, która przecież widzi lepiej od filologów.
Ma też książka Pani Doktór Grodziskiej wręcz walor praktyczno-poradnikowy, co potwierdzam niniejszym solennie. Dwa dni się głowiłem, gdzie leży świeżo zakupiona stara monografia wróbla (bezwzględnie konieczna przy pisaniu pewnego tekstu), i już zacząłem się autodestrukcyjnie obwiniać o bałaganiarstwo. Niesłusznie! Teraz wiem, że to jakiś domowy, rozpleniony pośród regałów i starannie wyważonych stert ksiąg i kser chachmęt rozwinął na nią swój ogon. Nie moja więc wina. Q.E.D.
Czy to książka z morałem, w końcu nieco bajeczna? Jam wydestylował taki: wino w domu musi być, skoro są oćmaki.
* Karolina Grodziska, Ubożęta, półbożęta, ilustracje Sebastian Kudas, Wydawnictwo Austeria, Kraków – Budapeszt – Syrakuzy 2023 Do nabycia TUTAJ.
by Artur Czesak·Możliwość komentowania Nieprzyzwoicie i nieproporcjonalnie została wyłączona
Wakacyjny temat, choć dla zrównanego metodą poszukiwania z mordercami obywatela nic w tym lekkiego i przyjemnego na końcu nie było. Czy wulgaryzmy i przekleństwa w miejscach publicznych są dobre? Nie. Psują powietrze.