To nie ze złośliwości To obserwacja, że pojawiają się słowa, których nie ma, ale ponieważ się pojawiają, to tym samym zaistniewają. Na przykład zaistniewają albo etnofolologia.

Wszyscy wiedzą, że chodzi o etnofilologię — dyscyplinę naukową o celach praktycznych.

Kim lub czym jest naps?

Internauci zwrócili uwagę napsa. Przeżyli?
Brzmi tak, jak wyglądają zwierzęta w „Gwiezdnych wojnach”.

Śmieszą, oburzają i politowanie wywołują teksty, które wyglądają jak pomyślane w obcym języku i słowo po słowie przepisane na język polski. Przepisane, a nie przetłumaczone, bo nie chciałbym urazić tłumaczy.
Oto zapowiedź tekstu i materiału wideo w portalu wp.pl:

Przestała wyglądać jak ona. Jak głowa? Jak ona, czyli ona? Ale w linku: nie przypominała samej siebie.

https://video.wp.pl/i,drapnal-ja-kot-kilka-dni-pozniej-nie-przypominala-samej-siebie,mid,2037708,cid,2303650,klip.html?ticaid=11d783

Tekst jest o chorobie kociego pazura. Ciekawe, ważne, sensacyjne.

Sztuczna półinteligencja pisze te newsy? Hola, korektorze, bo gdy tematyka jest rasowo delikatna, to i w Polsce można podpaść pod niestosowany względem rasistów paragraf i długo być ciąganym za pogardę dla niepiśmiennych — i co z tego, że mediaworkerów. Nic już nie jest ex definitione oczywiste. Gdzie jest napisane, że teksty publikowane przez media w Sieci mają być poprawne gramatycznie?

A może niepotrzebnie dmę w to, co dmę, bo cieszyć się powinienem, że uzyskują głos uciskane dotychczas i marginalizowane systemy składniowe — przecież takie ciekawe mieszanie celownika z miejscownikiem występuje w gwarach góralskich co najmniej od Spisza po Jabłonków i Trzyniec.

„O powszechnemu dostępowi do broni” — miejscownik równy celownikowi — jak u Tetmajera „o zbójnikowi”:

Hej, krzesny ojce — ozwał się Janosik Nędza do Sablika — zagrojcie o zbójnikowi, o tym Janosikowi nute, bo sie mi wte dobrze myśli. jak w Polskiej Szkole Podstawowej w Trzyńcu: o Jaśkowi i królewnie.

Jaki związek ma nagrodzony Grammy hiphopowy teledysk, o którym pisze Wyborcza, z prezentowanymi tu zainteresowaniami?

Klip zanalizowano scena po scenie. Gambino przywołuje w nim południowoafrykański taniec gwara gwara, masakrę w kościele w Charleston, gdzie biały zamachowiec zamordował dziewięcioro Afroamerykanów, postać Jima Crowa spopularyzowaną w XIX wieku przez amerykańskiego pisarza Thomasa D. Rice’a, będąca rasistowską karykaturą czarnych. Niektórzy chwalili ubraną w proste słowa i artystyczną wizję celność krytyki współczesnych Stanów, w których rasizm, ten brukowy i ten zinstytucjonalizowany, jest na porządku dziennym, w których zbyt łatwy dostęp do broni wymknął się spod kontroli.

Niemały. Oprócz rozstrzelania chóru gospel jest tam także tańczony taniec gwara gwara. I jak to ma nie interesować dialektologa?
Oglądanie na własną odpowiedzialność.

This is America?

Prowokacja? Teraz wszystko chyba jest prowokacją. Podobno nawet powstała strategia marketingowa polegająca na tym, by zrobić literówkę i w ten sposób sprowokować odbiorców do reakcji, a przy okazji rozpowszechniać przekaz dotyczący marki czy produktu.

Czy tak samo jest w przypadku plakatu wyborczego z informacją o Pradze-Połódnie (sic!), który na Twitterze pokazała TVN Warszawa?

Pewne jest to, że korektę trzeba robić. A czy zadziałała tutaj wola sztabu wyborczego, żeby o kandydatach z listy PiS pisano szerzej niż zazwyczaj, nie wiem.

Co do pisowni pułnoc zaś, to była ona przez dłuższy czas konkurencyjna do północy, ponieważ wymowa przed ł wskazywała na u „zwykłe”, jak choćby w Pamiętniku politycznym y hystorycznym Przypadków, Ustaw, Osób, Mieysc i Pism wiek nasz szczególniey interessuiących z roku 1783:

Polszczyzna zawsze jest ciekawa i nawet kampania wyborcza może służyć antyprzykładem dla nauki.

Popatrzmy:

To jest fragment recenzji rozprawy pracy doktorskiej sprzed dwóch lat. Błędy jeżące włos na głowie schodzącego do grobu pokolenia „starych” maturzystów są w doktoracie. Ponieważ działam zarówno na rynku korektorsko-redaktorsko-szkoleniowym, jak i edukacyjnym, nie wiem, co powiedzieć, bo wstyd zalewa mi oczy, a bezwstyd, czyli cynizm każe mi śmiało patrzeć i powtarzać niecenzuralne tezy o tym, gdzie się ma takich, co zwracają uwagę na błędy.

Biznesowa część mojej osoby mówi: ludzie, dajcie do przeczytania swoją pracę komuś, kto zna zasady polskiej pisowni, a dzięki temu czytelnicy będą mogli oceniać waszą myśl, a nie potykać się o głazy waszej nieporadności. W sensie — po co się kompromitować, gdy można tekst poprawić?

A cynizm rosnący na obficie nawiezionej glebie podobnych doświadczeń co podpowiada? Że to nic nie szkodzi, bo osoba recenzująca błędy wprawdzie wytknęła, lecz uznała za nie tak istotne, skoro uznała, że praca „spełnia wymagania, które stawiane są rozprawom doktorskim”. Czyli: po płacić korekcie, skoro to nie jest ważne. Pieniążki zaoszczędzone.

Obrońcy elitarności nauki, poprawnego języka, kultury, apelujący o szacunek dla dziedzictwa — są śmieszni.

Proszę tylko popatrzeć na fragment tekstu o złodziejach, którzy zabili ścigającego ich milicjanta z 1975 r.

W niedużym fragmencie cudzysłowy użyte dla podkreślenia, że słowo jest albo potoczne czy żargonowe, przestępcze, jak skok, albo nie wiadomo po co, jak w przypadku autorstwa.

Dostatecznie mocno już dawno potępiono autorów bramek, autorów zwycięstw i autorów zamachu. „Łączny łup »autorstwa« obu braci” dlatego jest zły, że zbędny. Nie chodzi o nadużywanie wyrazu czy wyimaginowany styl, tylko o zbędność.

Nie mam problemu z literówką w notatkach, w szybkim wpisie twitterowym, w napisie na straganie ze śliwkami, ale w książkach i filmach o sprawach ważnych błędy rażą bardziej.

Obejrzałem pierwszą część filmu Wojna totalna, która miała premierę w TVP Historia. Nie jest to film wybitny, ale losy Polski i jej obywateli w czasie drugiej wojny światowej są tematem ważnym bezwzględnie i zawsze, zwłaszcza gdy traktat pokojowy wciąż nie został zawarty. Atut: czytała Krystyna Czubówna. Teraz zaś dodatkowo temat wraca, nie tylko z okazji wrześniowej rocznicy, ale także dlatego, że poseł Arkadiusz Mularczyk zajmuje się kwestią reparacji wojennych.

Ale my tu nie polityce. Chodzi o tempo pracy. Musiało być w ostatnich chwilach zbyt duże. Na to zawsze mam jedną radę: dobrze jest zatrudnić korektora. Osobę, która zajmie się tylko tekstem. Bo potem wstyd.

Chyba że nie wstyd.

Ten obrazek raczej świadczy o pośpiechu i o brakach w organizacji pracy. Następny jednak, błąd banalny, gdyby popełnił go uczeń na klasówce, bardziej mi doskwiera. Ten zły człowiek nazywał się Reinhardt, przez samo „h”.
Należy sprawdzać, co się pisze i publikuje.

Wiem, jest taka teoria, że robienie błędów w obcych słowach świadczyć może o patriotyzmie, zakorzenieniu w polskości. Nie popieram jej.