Zakończyła długi żywot Maria Rydlowa (26 II 1924 – 17 XII 2021). Redaktor Maria Rydlowa — w Krakowie tytuły do ludzi przyrastają zgrabnie. Jedynym moim kontaktem ze Zmarłą jest Jej książka Moje Bronowice, mój Kraków, wydana w 2013 r. przez Wydawnictwo Literackie. Doprawdy, byłby to skandal, gdyby trzeba było szukać innego wydawcy.
Autorka wspomnień łączyła dwie perspektywy i tradycje tego skupiska symbolicznej i realnej polskości, czyli Bronowic Małych — ściśle wiejską, gospodarską, włościańską, chłopską (i babską!) z miejską, literacką, inteligencką rodziny Rydlów. Niemało i prawdziwie znajdziemy w książce o niemalownicznym wieśniaczym życiu córki podwójciego Karola Trąbki i Stanisławy Trąbczyny ze Spyrlaków:
Wracaliśmy z Pietrkiem do domu późno, szczęśliwi po udanej zabawie. Matka, nie mogąc się na nas doczekać, nie mogąc doczekać się na ojca, który po pracy szedł na „ważne zebranie”, zmęczona, wpadała w pasję i zaczynała szukać kandziary. Kandziara to rodzaj dyscypliny, metrowa, z cienkiej skórki uszyta kiszka, wypchana włosiem. Skąd się u nas wzięła, nie wiem. Mama zazwyczaj nie mogła jej znaleźć, wtedy my chowaliśmy się za babcię, owijając się jej szeroką spódnicą, ciągnęliśmy ją w kąt izby, by zabezpieczyć tyły. Słyszeliśmy tylko głos babci: „Stasiu, dej spokój, bijesz mnie tylko tą kandziarą po plecach”. Niewiele przejmowaliśmy się karą. Kiedy mama odchodziła do pilnych prac wieczornych, chowaliśmy natychmiast kandziarę i z pewnego rodzaju żalem jedliśmy kolację i szliśmy spać. Mama pracowała za dwoje, bardzo dbała o dom, o nas. Upłynęło wiele lat, nim zrozumieliśmy, że można bardzo kochać i wymachiwać kandziarą. Wydawało nam się, że ojciec jest bardziej wyrozumiały. Był wyrozumiały, bo na co dzień mało w domu przebywał. Pogodny, towarzyski, lubił się napić, co, niestety, było główną przyczyną nieporozumień, a czasem awantur w domu. Najwięcej cierpieliśmy z powodu pasji społecznikowskiej ojca my, dzieci, i babcia.
Cenne jest wspomnienie o znajomości z Józefą (pierwotnie Perel) Singer, identyfikowaną z Rachelą z Wesela Stanisława Wyspiańskiego. Życie człowieka jako postaci literackiej na pewno było trudne, o czym wiele powiedział Roman Brandstaetter w Ja jestem Żyd z „Wesela”. Józefa Singer przeżyła opisanie w narodowym dramacie, zmianę wyznania i środowiska, śmierć całej niemal rodziny, przejścia z warszawskimi szmalcownikami (czy komuś zostały opowiedziane?), wygnanie po powstaniu, przez obóz w Pruszkowie i pobyt we wsi Moczydło w gminie Książ Wielki (powiat Miechów), wreszcie powrót do Krakowa. W tym Krakowie musiała żyć jak duch, skoro w zasadzie o jej istnieniu nie wiedziano.
I jeszcze jedno wspomnienie Marii Rydlowej, inne niż Boyowa Plotka o „Weselu”, ale ważne, ciekawe, najpierw zamieszczone w „Bronowickich Zeszytach Historyczno-Literackich”, nr 27, wyd. Towarzystwo Przyjaciół Bronowic, Kraków, grudzień 2009. Ja cytuję z „Gazety Bronowickiej” nr 176–177 (wrzesień 2014), s. 21:
Któregoś ranka, gdy wychodziłam z domu na wykłady, zatrzymał mnie ojciec i zapytał, czy będę się widzieć z Pepą Singerówną. Na moje zapewnienie, że będę na Loretańskiej w południe, powiedział: „Powiedz Pepie, że umarł Antek Dzieża”. W południe zaszłam na Loretańską, bo właśnie malowałam z panną Józefą boazerię w kuchni, korzystając z nieobecności Mrożewskich. W czasie pracy przypomniałam sobie polecenie ojca. Pani Józefa na wiadomość o śmierci Antoniego Dzieży, gospodarza z Bronowic, mimo podeszłego wieku mężczyzny bardzo przystojnego, zapaliła nerwowo papierosa i podeszła do okna. Długo stała w oknie. Nie śmiałam przerwać milczenia. Po jakimś czasie pani Józefa wróciła do pracy. Wieczorem, po powrocie do domu, zapytałam ojca, co łączyło Józefę Singerównę z Antkiem Dzieżą, i dowiedziałam się, że oni się kochali, że ludzie wiedzieli o wielkiej miłości pięknej Żydówki i urodziwego parobka. Młodzi nie zdecydowali się na małżeństwo – za głęboka przepaść ich dzieliła…
I przytoczyła autorka wspomnienia fragment Wesela (scena 36, akt I):
POETA
Pani się kiedy zakocha
w chłopie….
RACHEL
Pan może wywróży.
Mam do chłopców pociąg duży,
lecz być musi ładny chłopiec.
Powrót, powrót do natury.
„Czyżby Wyspiański wiedział o tej miłości, może doszły go plotki, ludzie na wsi wiedzieli najwięcej. Nigdy nie słyszałam o tej miłości pani Józefy ani u Rydlów, ani u Tetmajerów” — skonstatowała Redaktor Rydlowa. Jeden z bronowskich (czy też bronowickich) Antonich Dzieżów zmarł na początku kwietnia roku 1951, choć czy jakaś prawda w tym wspomnieniu i domyśle się kryła, chyba nikt już dziś nie opowie.
Dlaczego o tym piszę? Bo ta śmierć oprócz oczywistego żalu za ludzkim istnieniem przywodzi na myśl fenomen pamięci indywidualnej, rodzinnej i zbiorowej. Odchodzi osoba żywo opowiadająca o kontekstach wydarzeń sprzed 120 lat — pozostaje wiedza i wrażliwość, zmagazynowane w książkach i drukach. Oraz wdzięczność.