Jednak coś nam się udało zorganizować. Żeromski nie dożył realizacji swego pomysłu, ale Polska Akademia Literatury przez parę lat działała (nie bez krytyki z różnych stron). Pisownię też już po kilkunastu latach udało się ujednostajnić — m.in. zmieniono tłómaczyć na tłumaczyć. Czy Słownik języka polskiego (1958–1969) pod redakcją Witolda Doroszewskiego można uznać za realizację marzeń autora Syzyfowych prac? Raczej nie.

O akademię literacką

O akademię literacką. IKC, 1920-05-17

Profesorów Zollów w Krakowie nie brakuje, więc gdyby trzeba było sprawę wznowić, to wiadomo, kogo można zaproponować do specjalnej komisji.
Sprawami przekładów zajmują się różne instytucje, nie zaprzeczymy, ale z ciekawej rozmowy dwojga tłumaczy odbytej pod auspicjami Biblioteki Kraków wynika, że bardzo dobrze nigdy nie było, a jest tak sobie.

Warto posłuchać, jak o swej pracy mówią tłumacze literatury, jak wysokie wymagania sobie stawiają.

Człowiek wyzdrowiał. Bardzo dobra wiadomość.
Newsopisarze Onetu z Lubuszczyzny*) nie umieją pisać — tak już będzie.

Oczywiście, że skomentuję

Z ferworem godnym lepszej sprawy, i jeszcze studentki i studentów przez siebie dręczonych napuszczę.
1. Anglojęzyczny przecinek po okoliczniku czasu (po słowie szpitala). Nie jest on ani suwerenny, ani narodowy, lecz papuguje inne narody. U niektórych papugowanie wywołuje pawia (vide Słowacki J.).
2. Nieużywanie litery ę w końcówkach pierwszej osoby nie jest takie najgorsze. Szerzy się przecież pisownia do mnię, wszystkię i nie chcę mi się.
3. Kształt polskiego cudzysłowu i różnice między dywizem i półpauzą to przedmiot wytężonych studiów na elitarnych kierunkach uniwersyteckich, więc mogę tylko odesłać do erudycyjnych dialogów dwóch uczonych mężów, redaktorów Dobrego słownika.

Przypisik

Podobno forma Lubuszczyzna nie istnieje, a gdy się pojawia, to rozjusza mieszkańców Zielonogórszczyzny. Chyba jednak jest dobra, skoro używali jej wysoko wykwalifikowani kanceliści Kancelarii Prezydenta RP.

Podsumowanie

Wszystkim zdrowia życzę, sił, wytrwałości w stanie epidemii.
Każdy łapie równowagę, jak umie.

Specjalnie napisałem „o pisowni”, bo gdybym napisał o ortografi___ już bym się wdał w spór trwający długie dziesięciolecia, co lepsze:
— ortografii
— ortografji
— ortografiji

Tęgie umysły wszak się spierały, nie tylko pomniejsi pieniacze i blogerzy (znaczy publicyści). Oto przykład pisowni warszawskiej. Antoni Kalina, wybitny filolog pisał w roku 1880 (dzięki Ci, Google, w nowym roku, za projekt digitalizac__ książek):

Tylko ortografiji się podobało uczonemu.

A może o pisownii?

Na szczęście tylko jako omyłki w druku, mam nadzieję, np. tu:

Otwarłszy* Gazetę Wyborczą, zobaczyłem w niej gazetkę ze znajomą postacią posłanki Róży Thun i skrótem EPL, który dopiero po chwili namysłu odczytałem jako Europejską Partię Ludową.

EPL NEWS

Nie czytałem wszystkiego, ale jak to zwykle bywa, najpierw oko się zatrzymało na akapicie z nietypowymi dzieleniami.

Nie chce mi się sprawdzać, kto to robił (na pewno na ostatnią chwilę) i za czyje pieniądze. Powiem tylko tyle: korekta jest ważna, a korektę ekspresową zawsze można zrobić.
Dzielenie wyrazów jest ważną sztuką. Są problemy trudne i rozwiązania kompromisowe, ale tu zaprezentowane są ordynarnymi kiksami, wynikającymi zapewne z użycia programów, które niedostatecznie znały język polski, mimo że od dawna różne moduły dzielenia wyrazów są na rynku. Co do uchodźstwa zaś (tu napisałem poprawnie), gdy się ma wątpliwości, zawsze można napisać emigracja, wyjazd z kraju, przebywanie na obczyźnie, ucieczka przed prześladowaniami. Prościej. Zawsze można sprawdzić swój zapis, ale żeby podjąć próbę sprawdzenia, trzeba mieć cień wątpliwości.

Jestem redaktorem Dobrego słownika i nie ukrywam tego

Nie będę też przeprowadzał audytu ani pisał elaboratów do jednej z reprezentantek mojego regionu w Parlamencie Europejskim. Ten akapit po prostu jest bardzo nieprofesjonalny. Jakość materiałów promocyjnych rzutuje na ocenę instytucji sprawczej.
Że są gorsze broszurki na rynku? Ach, darujmy sobie takie przekomarzanki.

*) Zapewniam, że otwarłszy. Może ktoś inny zobaczyłby to samo, otworzywszy gazetę, nie wykluczam, ale piszę, jak było. Formę otwarłszy (od otwarł) uważam od dawna za bardzo dobrą, więc napisałem o tym i dzięki temu mogę się powołać na wypowiedź eksperta ;-)

Zwróciłem niedawno uwagę, że rzeczownik planeta, nie on jeden, w ciągu minionego stulecia zmienił rodzaj gramatyczny. Był męski — ten planeta, jest żeński — ta planeta. Nie bardzo wiadomo, jak takie procesy zachodzą, czy oddziałuje przymus rozpowszechniany przez media czy zwyczaj rozpowszechniany przez liczniejsze od starego młodsze pokolenia.

Goszczący w Krakowie prof. Josef Bartoň zwrócił uwagę, że takie zmiany zachodziły też i dawniej, także między językami, które były w kontakcie, elitom rzymskim znane:

dobra analogia: gr. margarités (masc.) > łac. margarita (fem.) „perła” (Już jutro jest Małgorzaty!)

Mnie to przypomina dwie sprawy. Że jeszcze do niedawna polskim gwarowym zdrobnieniem było Margośka — czyli zachowywało się pierwotne r z Margarity. Takie imię nosi np. bohaterka Komorników Władysława Orkana, co zmienił sobie nazwisko, bo mu się ojcowe nie podobało. Ale myliłby się ten, kto by wierzył analizie literackiej z roku 1953: „Powieść Orkana jest jednym wielkim aktem oskarżenia przeciwko ustrojowi kapitalistycznemu”.

Druga — że pismo jest wtórne w stosunku do wymowy i trudne. Gdzieś koło Nowego Wiśnicza, a może już w Królówce, stoi pięknie odnowiona kapliczka. Zachowano zapis imienia Świętej, dzierżącej identyfikujący ją krzyż, którym jak włócznią dźga smoka — Małgożata.

Błąd? Błąd. No i co z tego? Błąd sprzed wieku jest godnym pieczołowitych zabiegów pomnikiem przeszłości.

Wreszcie – chciałoby się zakrzyknąć. Ileż lat można wpierać dzieciom, że literka A z ogonkiem ma być odpowiednikiem unosowionego (w zapisie fonetycznym [õ]. Ta jawna nielogiczność w pisowni jest, jak stwierdzają ortolodzy,  przyczyną niepowodzeń szkolnych i dysgrafii, zdarzającej się nierzadko dzieciom zdolnym, samodzielnie postrzegającym i porządkującym zjawiska, a mniej podatnym na przemocowy dyskurs autorytetów.
Na posiedzeniu Rady Języka, pod nowym przewodnictwem, dyskutowano nad zmianą, która przywróci wiarę w sens naszej pisowni.

Wǫsy, a nie wąsy, włǫczać, a nie włanczać

Nie jest to bynajmniej zmiana zupełnie bezpodstawna i bez precedensu, jak zapewne zakrzykną zwolennicy starego porządku i nazywania zapisywania (nosowego) o przez a. Już bowiem w roku 1860 wydrukowano przekład Thackeraya Snoby, w którym najsłuszniej użyto właśnie litery ǫ w miejscach, gdzie siłą bezmyślnej inercji powielano błąd drukarzy krakowskich z wieku XVI i pisano ą.

Oczywiście obieg dokumentów potrwa jeszcze kilka miesięcy, a kto wie, czy nie utkną one gdzieś, także z powodu kampanii wyborczych, w osławionych uzgodnieniach międzyresortowych. Wszak MEN debatuje z nauczycielami o pieniądzach, więc gdyby trzeba im było teraz jeszcze powiedzieć, że wchodzi — potrzebna — zmiana w ortografii, ci będą mieli kolejny argument, by żądać podwyżki „ortograficznej” z powodu konieczności nabycia nowych kompetencji zawodowych. Kosztów żadnych nie będzie, ponieważ większość tego, co się pisze, ma również swoją wersję elektroniczną, a dzięki tzw. ustawie ACTA2 będzie można jednym zarządzeniem zmienić w dokumentach elektronicznych wszystkie ą na ǫ — i po kłopocie.

Mówi się, że zmiana ma wejść w roku 2020, ale już dziś można się zaczǫć przyzwyczajać. Zwłaszcza że nowi maturzyści, kończǫcy czteroletnie już licea, majǫ na maturze używać nowego zapisu ǫ. Gorǫco popieram.

Niesamowicie spokojny człowiek kupuje coś w sklepie internetowym.
A potem dostaje komunikat

i wpada w zupełnie niepotrzebny, bezproduktywny szał.

Nie wiem, czy zakupioe artykułóy spełniły moje oczekiwania!

Trzeba akceptować rzeczywistość, bo inaczej przewroty i upadek porządku.

Maciej Malinowski, mistrz ortografii i nauczyciel kultury języka, pracujący w Krakowie, piszący w „Angorze” i we własnym serwisie Obcy język polski, wydał książkę, czwartą już w swoim dorobku Ortografia polska. Kodyfikacja, reformy i zmiany pisowni (1830–2010) oraz jej recepcja.Wydawnictwo-Drukarnia Ekodruk s.c., Kraków 2018.

Jest to cenne dzieło, dość skrupulatnie opisujące meandry myśli i publicystyki (zestawiam je tu w opozycji, bo czasem ta opozycja była bezmyślna, za to krzykliwa) na temat polskiej pisowni. Jest to kompendium, które stanie na półce podręcznej, obok słowników.

Namysł nad dziejami zmian w polskiej pisowni jest nam stale potrzebny. Warto pamiętać, że nie ma tu oczywistych i wyłącznie słusznych decyzji, że wiele nieprecyzyjności i błędnych doprecyzowań. Książka do czytania dla rozrywki (zwłaszcza smaczne aneksy!) i nauki.
Mnóstwo ortofaktów.

Konkurs dla P.T. Studiujących na kierunku język polski w komunikacji społecznej (UJ 2018)

  1. Jaką wyrafinowaną zasadę interpunkcyjną zastosował profesor Jan Miodek, że nie postawił przecinków przed spójnikiem a we frazie „naukowym a klarownym, wykwintnym a prostym”?
  2. Proszę wskazać dwa błędy edytorskie w poniżej zamieszczonym blurbie.
Miodek o książce Malinowskiego

Termin zgłoszeń: 31 października 2018, godz. 8.08.
Dla Zwyciężczyni lub zwycięzcy znajdzie się nagroda.

Prowokacja? Teraz wszystko chyba jest prowokacją. Podobno nawet powstała strategia marketingowa polegająca na tym, by zrobić literówkę i w ten sposób sprowokować odbiorców do reakcji, a przy okazji rozpowszechniać przekaz dotyczący marki czy produktu.

Czy tak samo jest w przypadku plakatu wyborczego z informacją o Pradze-Połódnie (sic!), który na Twitterze pokazała TVN Warszawa?

Pewne jest to, że korektę trzeba robić. A czy zadziałała tutaj wola sztabu wyborczego, żeby o kandydatach z listy PiS pisano szerzej niż zazwyczaj, nie wiem.

Co do pisowni pułnoc zaś, to była ona przez dłuższy czas konkurencyjna do północy, ponieważ wymowa przed ł wskazywała na u „zwykłe”, jak choćby w Pamiętniku politycznym y hystorycznym Przypadków, Ustaw, Osób, Mieysc i Pism wiek nasz szczególniey interessuiących z roku 1783:

Polszczyzna zawsze jest ciekawa i nawet kampania wyborcza może służyć antyprzykładem dla nauki.

Popatrzmy:

To jest fragment recenzji rozprawy pracy doktorskiej sprzed dwóch lat. Błędy jeżące włos na głowie schodzącego do grobu pokolenia „starych” maturzystów są w doktoracie. Ponieważ działam zarówno na rynku korektorsko-redaktorsko-szkoleniowym, jak i edukacyjnym, nie wiem, co powiedzieć, bo wstyd zalewa mi oczy, a bezwstyd, czyli cynizm każe mi śmiało patrzeć i powtarzać niecenzuralne tezy o tym, gdzie się ma takich, co zwracają uwagę na błędy.

Biznesowa część mojej osoby mówi: ludzie, dajcie do przeczytania swoją pracę komuś, kto zna zasady polskiej pisowni, a dzięki temu czytelnicy będą mogli oceniać waszą myśl, a nie potykać się o głazy waszej nieporadności. W sensie — po co się kompromitować, gdy można tekst poprawić?

A cynizm rosnący na obficie nawiezionej glebie podobnych doświadczeń co podpowiada? Że to nic nie szkodzi, bo osoba recenzująca błędy wprawdzie wytknęła, lecz uznała za nie tak istotne, skoro uznała, że praca „spełnia wymagania, które stawiane są rozprawom doktorskim”. Czyli: po płacić korekcie, skoro to nie jest ważne. Pieniążki zaoszczędzone.

Obrońcy elitarności nauki, poprawnego języka, kultury, apelujący o szacunek dla dziedzictwa — są śmieszni.