Czasy ostatniego króla Polski są przykładem mody na obce języki, głównie francuski. Wśród klas wyższych panowała wtedy wręcz dwujęzyczność, być może z przechyłem w stronę języka obcego. Skąd my to znamy. Dzisiaj, po zachłyśnięciu się integracją europejską, w czasach „galopującej emigracji” i panmobilności Polak Polakowi Anglikiem, Polka Polce zły angielski akcent wypomina.
W tym kontekście zdrowo jest sobie przypomnieć zdroworozsądkowe zalecenie Michała Abrahama Trotza z jego słownika, a właściwie mownika.
Należyta ojczystego języka umiejętność, bo doskonała, jak i innych, zdaje się być niepodobną, ma być każdemu najmilsza, po niej zaś obcej mowy wiadomość dla rozumienia cudzoziemców chwalebna jest.
No proszę, nie chodzi o przesadne napięcie, mordęgę, stres. Dobry poziom, właściwy, należyty, przyzwoity. Nie kaleczyć polszczyzny, ale nie popadać w snobistyczną przesadę.