Dzisiaj rocznica nagłej śmierci Adama Mickiewicza w Stambule, gdzie tworzyć chciał znów legiony — polski i żydowski — do walki z Rosją, ówczesnym „imperium zła”. Jeśli trochę geopolitykę pokropić mistycyzmem i mętną historiozofią, natychmiast odnajdziemy rocznicową wagę w tym, że teraz Turcja z Rosją ściśle sprzymierzona mniej jest przychylna sprawie polskiej. Ale też i Lechistan się zmienił w ciągu ponad półtora stulecia, trony popadały, republiki się poprzekształcały…
Mickiewicz zmarł (zabity? otruty?) 164 lata temu. Jest poetą, który może inspirować, zachwycać, drażnić, więc żyje. A nawet udziela siły witalnej innym. Zwykle o językach „nieoczywistych”, odradzających się i odradzanych (żeby żyły, budziły się z martwoty, ale i w tym znaczeniu, że ktoś komuś odradza „po co ci to?”) piszę na blogu Linguae in statu nascendi. Dziś, przy tej Mickiewiczowskiej rocznicy, warto pokazać, że język mazurski, literacki, pisany, rewitalizowany oczywiście może być językiem literatury. Mickiewiczolodzy całego świata, badacze z IBL PAN, sporządzający arcyprzydatne bibliografie, wiedzcie, że Jakub Kowalski „zmazurzył” fragment poezji Mickiewicza, a takoż i miano wieszcza:
Jedam ôt Nickeziców.
Krytycy przekładu, jak ja (co się nie kłóci z zachwytem, że powstał), będą kwękać, że bziałski chyba jednak odnosi się do kobiet zamężnych, co zmienia obraz panieńskiego rumieńca z oryginału. Także bach(a) może mieć nieco pejoratywne nacechowanie, ale takie są zawsze początki odradzania języka. Towarzyszy mu pewna nadreprezentatywność jednostek leksykalnych różniących go od dominującego systemu, w którym się roztapiał, który go wypierał i pochłaniał.