Niezbadane są drogi wyświetlania mi nowości z różnych miast. Dzisiejsza jest z marca 2014 roku, ale to może dlatego, że Warszawa chce wspierać piszących po warszawsku. Zapowiadało dziś Polskie Radio, ale nie słuchałem:

Ponadto w “Czterech porach roku”:

– W cyklu “A to Polska właśnie” o fenomenie warszawskiej gwary, jej popularyzatorach, warsztatach, grach miejskich, spacerach po Warszawie i… wsparciu dla autorów sięgających w swojej twórczości do folkloru i tradycji stolicy. Powiemy też rzecz jasna o warszawskim bardzie Stanisławie Grzesiuku – na ten temat Radosław Potrac ze Stowarzyszenia “Gwara Warszawska – Warszawa jest klawa!”

Nie najświeższa, ale też o ponadczasową sprawę chodzi, więc nawet zmiany na stanowiskach prezydenckich w Stolicy i w Polsce nie dotykają tego, iż to dobry pomysł zawsze jest. Otósh — że tak zagaję gwarą z okolic krakowskich Czerwonych Maków i warszawskiej Domaniewskiej — pochwalić trzeba tę ideę, żeby napisać coś po warszawsku.
Znakiem tego chwalę i cytuję niemał (to też tak z warszawska da się wymówić) w całości:

Aligancki konkursik o warsiaskiej gwarze

Każden poszczególny zwycięzca konkursu apropos wiedzy o stołecznej gwarze otrzyma do rąk własnych „kartę klawego warszawiaka” lub „klawej warszawianki”. Zadanie dla uczestników trudne nie będzie i nie ma co z tego powodu mojra czy też innej cykorii odczuwać. Wystarczy podać znaczenia trzech słów zapodanych w gwarze warszawskiej oraz odpowiedź na pytanie „Dlaczego Warszawa jest klawa?”.

Każden aligancki konkursik ma swoje prawo, co by leguramin posiadać. Także samo nasz posiada o czem można się naocznie przekonać na stronie. (powiestka na stronie urzędownej)

Udałem się na stronę ale leguraminu legularnie nie znalazłem. A że konkurs przeterminowany? Cóż to szkodzi. Do nasz można pisać zawsze, nie tylko po warsiasku.

Zacne Stowarzyszenie Gwara Warszawska działa. Czy jednakowoż oni tego absztyfikanta komuś nie zajumali?

Warszawa jest klawa

Aligancki absztyfikant w ancugu i z drogą cebulą opuścił swoją chawirę w mig i pobiegł w kierunku dzyndzaja. Zamierzał urządzić drakę w swojej ferajnie za roztrwonienie wspólnej floty z innymi frajerami. Zanim jednak to zrobił, wstapił po drodze na lornetę z meduzą celem dodania sobie odwagi. Kiedy przyszło do płacenia, okazało się, że nie wziął pitera. Na szczęście ze szlugami w kieszeni w sztanach miał skitrane dwie dychy. (Źródło)

Jeden mało kontent dyskutant z forum warszawskiej Gazety Wyborczej wyzłośliwiał się na ten chiba tekst:

siwywaldi 24.03.2014, 22:30
Dopiero teraz znalazłem czas, by przeczytać regulamin “konkursu”. I wiecie co Wam powiem? Szukajcie sobie frajerów wśród flancowanych, czyli jak to się dziś mówi “słojów”. Dlaczego? Ano dlatego że: po pierwsze – z tych trzech niby “warszawskich” słów, w Słowniku gwary warszawskiej Wieczorkiewicza jest tylko cyferblat. A pozostałe czyli chawira, to bardziej mi trąca Lwowem, tak jak “dzyndzaj” Poznaniem, gdzie czasami nazywają tak tramwaj.
Się nie zgodzę. Chawira wszędzie się rozpowszechniała, gdzie żydowskojęzyczni złodzieje spotykali polskojęzycznych, a jedni i drudzy swoich znajomków. Zresztą, co tu gadać, musiał siwywaldi do nie tego Wieczorkiewicza zaglądać. W książce Gwara warszawska dawniej i dziś, wyd. 3, Warszawa: PIW, 1974, strona 518 opowiadał rzeczony Wieczorkiewicz Bronisław o specyfice Czerniakowa, a tam i dzyndzaj ‘tramwaj’, i chawira ‘dom’. A po Poznaniu chyba bimby jeżdżą z fyrtla do fyrtla, tej.
A co to by znaczyło wetknąć dulca w ściboszkę? Hę?

Co się szybciej zmienia — język czy rzeczywistość? Gdy słuchamy raperów uczestniczących w beefie #hot16challenge2, nie wszystko rozumiemy, i to nie tylko z powodu transakcentacji, szybkiego tempa i programowo złej dykcji.

Episkopat (…) zakłada protest. Brzmi trochę archaicznie — tak napisaliśmy w Dobrym słowniku — ale sto lat temu tak nie było. Nie pamiętamy, o co chodzi z prawem patronatu, ale zakładać protest jeszcze rozumiemy: zgłasza, rozpoczyna, ogłasza.
No i jeszcze prymas gnieźnieński Edmund Dalbor. To znak, że i hierarchia kościelna przywykła do granic zaborów, a arcybiskup warszawski, członek Rady Regencyjnej Aleksander Kakowski był w centralnej Polsce, byłym zaborze rosyjskim, byłym Królestwie Polskim, odbierany jako główny hierarcha. Gniezno zaś reprezentowało racje historyczne, ale jako do niedawna część innego państwa, okupującego Warszawę, traktowane było z pewną rezerwą, mniej znane, choć zapewne ze czcią wspominane jako historyczna stolica prymasów, miejsce związane ze świętym Wojciechem.
Polska była niepodległa, ale żeby znaczenie A. Kakowskiego nie było niedocenione, od roku 1925 do śmierci w roku 1938 nosił tytuł prymasa Królestwa Polskiego.

Skończyło się powstanie styczniowe, nastał pozytywizm odcinający się od porywów ducha i mistycznych uniesień. Praca, przyziemna, ale owocna miała być ważna. Naukowo zainteresowano się też ludem. Tak, to była garść banalnych i uproszczonych elementów wiedzy, którą nabyliśmy w okolicach matury.

Wyprawa w Tatry

„Opiekun Domowy” z 1865 r. opisał wyjazd z Krakowa w Tatry. Nie będziemy jej tu całej streszczać, bo skupienie się na detalu — bywa — daje do myślenia. Na pewno jest tak, że droga z Krakowa na południe zupełnie nie była znana warszawskim redaktorom i zecerom. Nie umieli bowiem odczytać z rękopisu nazwy Pcimia, więc literki się obróciły i nikt ich nie poprawi; zamiast w Pcimiu jest w Peimin.

Pcim

Stylizacja językowa budzi pewną wątpliwość. Kur nie jest najczęstszą góralską wersją nazwy samca kury domowej. Ale panoczku (powinno być przez –c-) daje jakiś pozór autentyzmu.

Dojechali do Szaflar

Szaflary, dawna wieś i sławna, ale autorowi, którym mógł być Michał Bałucki, nie przypadła do gustu:

Niecałe pół mili za Nowym-Targiem jest wieś Szaflary. Jest to jedna z najmniéj wdzięcznych wiosek podhalańskich. Okolica skąpa w lasy, chaty ścieśnione i gęsto zbudowane, rzadko gdzie ocienione drzewkiem. Dwór sam w szczerem polu kawałek od lasu ponuro wygląda, zdaje się, że umyślnie uciekł od wsi, z pogardy dla brudnego ludu, a może i z obawy przednim, bo gdy o dziedzicach zagadasz ludowi, to się schmurzy i zamruczy coś jak przekleństwo i skargę.

W oczy rzuca się pochylony krzyż i studzienny żuraw.

Szaflary 1865

Widok archetypicznie wiejski, ale czy takie studnie w Szaflarach były? W leksykonie Józefa Kąsia studnia to niewielkie hasło. Były studnie tu i ówdzie, ale jest też i cytat, w którym informator(ka) wspomina, że studzien nie było, a wodę nosiło się z potoka.
Kształt domów, ich dachów (czym krytych?), układ drzwi i okien, kominy? Z czym to porównać? Czy są inne rysunki z tamtego czasu?

Co widzę, gdy patrzę?

Czy więc Wojciechowski rysował z natury, to jest z kultury, zmaterializowanej? Pytanie zawisło.

Patrzcie Państwo, co też ci raperzy wyprawiają: https://www.facebook.com/events/2393814507548158/


Druga Strona Ulicy: Gwara Niepodległa to już 8 odsłona naszego projektu. Tym razem pokażemy Wam urok dialektów, slangów oraz lokalnych powiedzonek, które nasi przodkowie przekazywali sobie z pokolenia na pokolenie, a wszystko to w hip-hopowej konwencji. Już teraz odsłaniamy Wam pierwszego artystę: za produkcję muzyczną będzie odpowiedzialny Magiera (White House Records)!

Każdy z Was będzie miał możliwość wzięcia udziału w projekcie – co trzeba zrobić?
1. Ściągnij beat Magiery;
http://bit.ly/Gwara_Niepodległa_beat
2. Nagraj konkursową zwrotkę posługując się elementami jednej z gwar: śląskiej, poznańskiej lub warszawskiej;
3. Wrzuć odsłuch na YouTube lub Soundcloud dodając hashtag #GwaraNiepodległa + wyślij swoje zgłoszenie (alternatywnie możesz załączyć link do ściągnięcia bezpośrednio w formularzu):
http://bit.ly/GwaraNiepodległa

Czas start! Rekrutacja trwa do 25 września 2019. Z wybranymi uczestnikami skontaktujemy się mailowo lub telefonicznie.

Śledź nasz profil i dowiedz się, obok jakich raperów będziesz mógł zaprezentować swoje umiejętności. Więcej informacji wkrótce!

__
www.facebook.com/DrugaStronaUlicy
www.instagram.com/DrugaStronaUlicy
www.youtube.com/DrugaStronaUlicyTV

Trzydzieści pięć lat po wybuchu powstania styczniowego zmarł nagle ojciec dialektologii polskiej, Lucjan Malinowski. We wspomnieniu pośmiertnym Hieronim Łopaciński pisał o dzieciństwie i merytorycznych kwestiach, które studiował, wspominając zarazem zapomnianych dziś uczonych z ówczesnej warszawskiej Szkoły Głównej, wcielającej w warunkach ówczesnej liberalizacji (?) z margrabią Wielopolskim w tle ideę odrodzenia i kontynuacji tradycji Uniwersytetu Warszawskiego:

(…) wstąpił (…) w następnym (1862), jako dojrzały już młodzieniec, liczący wtedy 23 lata — do świeżo otwartej szkoły Głównej, gdzie studyował filologię słowiańską. Słuchał tu wykładów przewcześnie z wielką szkodą dla nauki słowiańskiej zgasłego uczonego Czeskiego, Franciszka Bolemira Kwieta

Józef Przyborowski

który w ciągu krótkiego, bo zaledwie półtora-rocznego pobytu w Warszawie, umiał sobie zjednać wielką miłość u uczniów i wywrzeć wpływ na kierunek ich naukowy, i ś. p . Józefa Przyborowskiego, zmarłego przed dwoma niespełna laty; ściśle naukowa działalność tego ostatniego profesora, jak wiadomo, wydała owoc bardzo obfity, gdyż z liczby kilku najwybitniejszych językoznawców polskich, trzech było uczniami Przyborowskiego.

Józef Przyborowski

(…) Współcześnie ze ś. p . Lucyanem studyowali filologię prof. Baudonin de Courtenay, A. A. Kryński, Br. Grabowski i inni, którzy następnie zdobyli imię poważnych uczonych i literatów.

Autor pośmiertnego wspomnienia ostro się odnosi do ówczesnego patriotycznego fermentu, który zaowocował powstaniem i licznymi stratami osobowymi, majątkowymi, prestiżowymi.

Gdy ś. p. Malinowski uczęszczał do Szkoły Głównej, były to czasy burzliwe. Gorliwie i poważnie zajmując się nauką, patrzył krytycznie i rozważnie na otaczające go stosunki, a widząc dobro ogółu w pracy spokojnej, nie przejmował się prądami ówczesnemi, jak zresztą większość jego kolegów: odradzał nawet, odwodził od zgubnych zamiarów swych bliższych kolegów i przyjaciół.

Kolaborant? Łatwo mówić po półtorawiecznej przerwie. „Zgubne zamiary” — wtedy było zupełnie naturalne, dziś, gdyśmy uznali (?) już po roku 1918, że dobrze, iż walczono, brzmią dziwnie, ale może dlatego dają do myślenia. Gdyby bowiem Malinowski studiów nie odbył i zakończył żywot w jakiej potyczce z Moskalami, nie mielibyśmy pojęcia o ówczesnej mowie górnośląskiej, którą opisał w swej nowoczesnej wówczas, a i do dziś wartej szczegółowego wyzyskiwania monografii Ueber die Oppelnsche mundart (1873).

O ludzie snuł bajędę literat Orpiszewski:

Na pewno rok 1944 zmienił więcej, niż sto lat wcześniej mógł sobie wyobrazić zasłużony spiskowiec, emigrant dyplomata Ludwik Orpiszewski.

Pod koniec września 2018 r. odbyła się na Wydziale Artes Liberales Uniwersytetu Warszawskiego konferencja naukowa z cyklu Glosa do leksykografii. Leksykograf powinien wiedzieć, co się dzieje w branży, nawet gdy główną jego troską jest zajmowanie się własnym słownikiem.

Organizatorzy przysłali zdjęcie, więc załączam dowód, że byłem na sali obrad. Miny zaś świadczą, że spotkanie kończyło się w sympatycznej atmosferze. Miłośnicy słów i słowników lubią swoją pracę i siebie nawzajem.