Najstarszy chyba polski aktywny bloger, wybitny pisarz, Jacek Bocheński, rozważa w przejmującym wpisie pt. Śmierć, czy jego niedyspozycja i decyzja o niejechaniu do Katowic na galę Ambasadora Polszczyzny (od początku uważam ten tytuł za chybiony) nie przyczyniła się do przeciążenia stresem i wysiłkiem profesora Walerego Pisarka, który tam, podczas tej gali zmarł.
Rzadko tak myślimy, choć przysparzanie zgryzot osobom bliskim i dalszym właśnie, pozostającym z nami w relacjach ledwie służbowych, oficjalnych, jest jakimś przybliżaniem ich śmierci.
Wspominano prof. Walerego Pisarka w sali 42 Wydziału Polonistyki UJ. Opowieść ks. prof. Wiesława Przyczyny o ostatnich godzinach i chwilach Profesora pozostanie w mej pamięci. I anegdoty, tak liczne, nie burzące wzruszenia, patosu, nie ujmujące prof. Pisarkowi wielkości i sławy.
Był więźniem i niewolnikiem, tak, to właściwe słowa, potem Prasoznawcą. Córka Dorota Krzywicka-Kaindel wspominała:
O tym, że mój Ojciec jest bohaterem, że kilka lat swojego młodzieńczego życia spędził w stalinowskim więzieniu, a potem w obozie pracy, że był torturowany podczas przesłuchiwań, dowiedziałam się oficjalnie dopiero, gdy skończyłam osiemnaście lat. Ojciec powiedział mi to podczas długiego spaceru nad Zalewem Nowohuckim. Kiwnęłam głową i nie podjęłam tematu.
Profesor Walery Pisarek był człowiekiem szlachetnym i delikatnym, mądrym i uśmiechniętym, rzetelnym. Wzór niedościgły, sumienia wyrzut.