W Sejmie Rzeczypospolitej Polskiej w latach ostatnich przesuwa się granicę tego, co dopuszczalne, a być może nawet tę granicę się likwiduje. Spoglądanie na posłów partii mających inny pogląd w rozmaitych sprawach polskich przeradza się we wrogość, a politycznym przeciwnikom odmawia się szacunku, zaprzecza ich godności i kwestionuje prawo do głoszenia poglądów, z którymi przyszli reprezentować swoich wyborców.
Nie chce mi się teraz sięgać do twitterowo-portalowych archiwów z cytatami, co się komu wypsnęło, a co który poseł lub posłanka powiedzieli komu jawnie, po cichu lub w twarz.
Przeciwnie, chcę pokazać, że w roku 1919 zgoła inaczej postrzegano kulturę dyskusji. Słowem niewłaściwym, za które marszałek Trąmpczyński upomniał posła Ignacego Daszyńskiego, było głupstwo. Tak, niepotrzebny wielokropek.
Polszczyzna parlamentarna ma skąd czerpać wzorce przyzwoitości i siły do naprawy.