Jak ten czas leci. Szóstego sierpnia dwa tysiące dwudziestego roku, w Przemienienie Pańskie, pięć lat po zaprzysiężeniu Andrzej Dudy, rozmawiałem w Radiu Kraków z red. Robertem Konatowiczem o formach językowych związanych z wyborami.
Najciekawsze okazało się głosowanie nogami i skreślanie kandydata. Obecna sytuacja na Białorusi pokazuje zaś, że i po akcie wyborczym, można przez masowe spacery wypowiadać się na temat tego, kto głosy liczy i ogłasza wyniki. W 1947 w Polsce desperację pokrywano wisielczym humorem i wierszykiem
Urna wyborcza to magiczna szkatułka,
wrzucasz Mikołajczyka, wychodzi Gomułka.
Zapraszam do posłuchania powyborczych remanentów w Wyczesanych rozmowach.
Ach, na szczęście skończyły się antyporadniki z zaleceniami władających staropolszczyzną kancelaryjną prawników, by „skreślić znak X” albo „skreślić kandydata”, czyli dać mu kreskę, czyli głos, ale na piśmie, jak za czasów Jacka Soplicy:
Między szlachtą był jeden wielki paliwoda,
Kłótnik, Jacek Soplica, zwany Wojewoda
Przez żart; w istocie wiele znaczył w województwie,
Bo rodzinę Sopliców miał jakby w dowództwie,
I trzystu ich kreskami rządził wedle woli,
Choć sam nic nie posiadał prócz kawałka roli,
Szabli i wielkich wąsów od ucha do ucha.
Wrócą przy następnych wyborach.