Piszę o Śląsku z zewnątrz, więc niekiedy nie wiem, że coś jest tematem tabu albo że komuś czegoś nie należy wypominać. Wiem też, że pamięć ludzka jest wybiórcza i twórcza, więc potrafi łączyć sentyment dla dobrego gospodarowania województwem przez Jerzego Ziętka z opowieścią o wyzyskiwaniu Śląska przez Polskę, ucisk tożsamościowy, zwalczanie tradycji religijnych i podejrzliwość wobec zwyczajów świeckich. I zachwyt dla zespołu „Śląsk”. Nie będę recenzował jego dawnych i obecnych programów, daruję sobie wyższościowy ton miłośników „kultury tradycyjnej”, w jakim wspominają o zespołach pieśni i tańca. Nie można zupełnie bez powodu skłócić się ze wszystkimi, zwłaszcza gdy nie jest to ani analiza, ani tym bardziej ekspertyza.

Pisałem jednak o fenomenie zespołu mającego prezentować kulturę śląską i polską. Dziś jeden utwór: polonez. Nie jest to śląski taniec. Ale dodajmy tekst, którego autorem jest Tadeusz Kijonka. Czytywałem go jako publicystę, poetę i redaktora miesięcznika literackiego „Śląsk”, pisma wartościowego i otwartego.

Polonez powitalny

Stąd z roboczej ziemi wspólną pieśń niesiemy
Z głębi sztolni z żaru hut
Niech przemówi w słowach Bytom i Dąbrowa
Chmurna Odra czernią wód.
Niech beskidzki wiatr w obłokach w pieśni tej ożyje
I niech Wisła modrooka sercem źródeł swych w niej bije.
Stąd z roboczej ziemi pieśń niesiemy
A w niej słońce węgla Iśni.
Tak jak w pocie czoło tak jak skrzą się wkoło
Pracowite śląskie dni.
Niechaj Odra, Warta, Wisła porwą w swe ramiona
Pieśń o ziemi tej co żyje pracą niestrudzona.

Stąd z roboczej ziemi dumną pieśń niesiemy
Niech ją w górę wzniesie wiatr.
Niech nad krajem wzleci od gór aż po Szczecin
I od Gdańska aż do Tatr.
Wszystkie serca, myśli, dłonie niech ta pieśń zjednoczy
Bo w niej polskie słońce płonie, bo w niej polski wiatr łopoce.

Stąd z roboczej ziemi dla Was pieśń niesiemy
O wspaniałych naszych dniach —
Niech się złoci w zbożu, błękitnieje w morzu
I pod każdy wstąpi dach.
Od hutniczych ogni cała pieśń w płomiennych łunach
I od górskich śniegów biała — pieśń biało-czerwona.

Stąd z roboczej ziemi wspólną pieśń niesiemy
Stąd z roboczej ziemi prostą pieśń niesiemy
Pieśń o polskiej ziemi pieśń o naszej ziemi
Biało-czerwoną pieśń.

Kolorowe, radosne i wzniosłe

A jednak ten tekst, z muzyką Wojciecha Kilara, zawiera ton nietypowy. Czy wolno mi go nazwać fałszywym? Niekoniecznie, bo animozje śląsko-zagłębiowskie to tylko jedna z narracji, z drugiej strony można wskazać choćby silny wspólny region NSZZ „Solidarność”: śląsko-dąbrowski. Mimo to nazywanie Śląskiem nieśląskich części województwa dawnego katowickiego, także częstochowskiego i bielskiego, a także obecnego śląskiego budzi sprzeciw działaczy regionalnych. Bytom i Dąbrowa, Wisła, Odra i Warta — silny program integracyjny. Socrealizm gierkowskiej Katangi?

Nie ukaże się już więcej kwartalnik Fabryka Silesia?
Redaktor Krzysztof Karwat podał się do dymisji, a w swym liście szerzej, stylistycznie barwnie pisze o okolicznościach tej decyzji.

Tekst opublikował portal Wachtyrz.eu, którego nachwalić się nie mogę.

I ja miałem zaszczyt rozmawiać z Redaktorami Lewandowskim i Karwatem oraz opublikować w Fabryce teksty, które moje przemyślenia poddawały pod osąd publiczny w tym zacnym i ciekawym piśmie.
Czy czas czasopism, nie tylko papierowych, się kończy? Nie można planować rok naprzód, bo wszystko faluje i drga, z dołu do góry, z góry na dół w rytmie społecznościowych migawek?
A może prowadzenie czasopisma kulturalnego, ambitnego, zarówno sto lat temu, jak i dziś to zabawa droga, wymagająca hojnego sponsora albo własnego majątku — jak to było z Wisłą, zrazu miesięcznikiem geograficzno-etnograficznym, wydawanym przez bogatego Jana Karłowicza?

Żeby była atrakcyjna treść, ktoś musi ją zdobyć, przetworzyć, opublikować.

W przeciwnym razie zachwianie się podstaw finansowych wynika z jednej decyzji gremium przyznającego dotacje Ministerstwa — vide Dwutygodnik (chyba się usieciowił nieco) i Zeszyty Literackie (co z nimi?).
Koniec (?) „Fabryki” to nie finis Silesiae. I szlus.