Trzydzieści pięć lat po wybuchu powstania styczniowego zmarł nagle ojciec dialektologii polskiej, Lucjan Malinowski. We wspomnieniu pośmiertnym Hieronim Łopaciński pisał o dzieciństwie i merytorycznych kwestiach, które studiował, wspominając zarazem zapomnianych dziś uczonych z ówczesnej warszawskiej Szkoły Głównej, wcielającej w warunkach ówczesnej liberalizacji (?) z margrabią Wielopolskim w tle ideę odrodzenia i kontynuacji tradycji Uniwersytetu Warszawskiego:

(…) wstąpił (…) w następnym (1862), jako dojrzały już młodzieniec, liczący wtedy 23 lata — do świeżo otwartej szkoły Głównej, gdzie studyował filologię słowiańską. Słuchał tu wykładów przewcześnie z wielką szkodą dla nauki słowiańskiej zgasłego uczonego Czeskiego, Franciszka Bolemira Kwieta

Józef Przyborowski

który w ciągu krótkiego, bo zaledwie półtora-rocznego pobytu w Warszawie, umiał sobie zjednać wielką miłość u uczniów i wywrzeć wpływ na kierunek ich naukowy, i ś. p . Józefa Przyborowskiego, zmarłego przed dwoma niespełna laty; ściśle naukowa działalność tego ostatniego profesora, jak wiadomo, wydała owoc bardzo obfity, gdyż z liczby kilku najwybitniejszych językoznawców polskich, trzech było uczniami Przyborowskiego.

Józef Przyborowski

(…) Współcześnie ze ś. p . Lucyanem studyowali filologię prof. Baudonin de Courtenay, A. A. Kryński, Br. Grabowski i inni, którzy następnie zdobyli imię poważnych uczonych i literatów.

Autor pośmiertnego wspomnienia ostro się odnosi do ówczesnego patriotycznego fermentu, który zaowocował powstaniem i licznymi stratami osobowymi, majątkowymi, prestiżowymi.

Gdy ś. p. Malinowski uczęszczał do Szkoły Głównej, były to czasy burzliwe. Gorliwie i poważnie zajmując się nauką, patrzył krytycznie i rozważnie na otaczające go stosunki, a widząc dobro ogółu w pracy spokojnej, nie przejmował się prądami ówczesnemi, jak zresztą większość jego kolegów: odradzał nawet, odwodził od zgubnych zamiarów swych bliższych kolegów i przyjaciół.

Kolaborant? Łatwo mówić po półtorawiecznej przerwie. „Zgubne zamiary” — wtedy było zupełnie naturalne, dziś, gdyśmy uznali (?) już po roku 1918, że dobrze, iż walczono, brzmią dziwnie, ale może dlatego dają do myślenia. Gdyby bowiem Malinowski studiów nie odbył i zakończył żywot w jakiej potyczce z Moskalami, nie mielibyśmy pojęcia o ówczesnej mowie górnośląskiej, którą opisał w swej nowoczesnej wówczas, a i do dziś wartej szczegółowego wyzyskiwania monografii Ueber die Oppelnsche mundart (1873).

Ale nie chciałbym być na początek posądzony o kierowanie się względami ku płci lub wiekowi. Do rzeczy: poznajcie stronę epentezy.blogspot.com.
To blog dynamicznych językoznawczyń — studentek Wydziału Polonistyki UJ.

Nazwa „Epentezy” świadczy o fascynacji zjawiskami lingwistycznymi powstałej już na początku edukacji, podczas poznawania pojęć z zakresu morfonologii.
Po angielsku epenthesis najprościej wytłumaczyć jako adding extra vowels, a jako że moje pokolenie nie mówi po angielsku biegle, skomentuję powstanie bloga i silnej tej Grupy słowem ekstra.