Wszystkie portale deklarują, że dostarczają informację i rozrywkę na dobrym poziomie. Chcę w to wierzyć. Ale co do Bydgoszczy — w Onecie bezsensowne uproszczenie:

Mieszkańcy Bydgoszczy i okolic mają swoją własną gwarę. Jest to mieszanka gwary kujawskiej oraz języka niemieckiego. Są w niej mi.in. takie słowa jak: bryle – okulary, luj, rojber – chuligan, bajzel – bałagan, szneka z glancem – drożdżówka z lukrem, bamber – prostak, drachel – parasol, ajnfach – po prostu.

Żródło: https://wiadomosci.onet.pl/kraj/bydgoszcz-najwazniejsze-informacje-i-ciekawostki/h5v5dgg

Chodzi oczywiście o gwarę miejską Bydgoszczy — miasta ciekawie położonego geograficznie, z bogatą i wielojęzyczną oraz wielodialektalną historią. To nie jest żadna mieszanka, a już zwłaszcza nie należy mylić obecności słownictwa pochodzenia niemieckiego z systemem językowym niemieckim.

Drachel

Kiedy się już pozłościłem, na spokojnie powiem, że nie ma tak krótkich i nawet zawierających błędy omówień gwar, w których by się coś ciekawego nie znajdowało. Tu ciekawe jest słowo drachel. W dawniejszych badaniach gwar wiejskich było ono zanotowane w Słowniku chełmińsko-dobrzyńskim J. Maciejewskiego (1969) z Siemonia w powiecie toruńskim w znaczeniu LATAWIEC. Wcześniej, już w 1879 roku, podał to znaczenie Antoni Krasnowolski w słowniczku

Słowniczek prowincyalizmów zebranych w ziemi chełmińskej i świeckiej

zamieszczonym w dziele

Album uczącej się młodzieży polskiej poświęcone Józefowi Ignacemu Kraszewskiemu…

Tak, tak, album było wtedy rodzaju nijakiego, dlatego poświęcone.

Drach więc jest słowem zapożyczanym z niemczyzny w różnych regionach Rzeczypospolitej, wystarczy wspomnieć powieść Szczepana Twardocha pt. Drach, którą przełożył na śląski Grzegorz Kulik. Albo o wierszu Schillera tłumaczonym trochę na szpas na północnośląską gwarę okolic Kluczborka:

Wracajmy do słowa drachel. Nowe (czy na pewno nowe?) znaczenie parasol widzę w Słowniku gwary używanej w Chełmży i okolicach (tzw. gwara chełmińska), którego autorem jest Dariusz Meller (Chełmża 2002):

drachel – 1. latawiec: Jidziem puszczać drachel? 2. parasolka: Pado, wezna drachel. (s. 29)

Być może przez skojarzenie parasola targanego wiatrem i latawca powstało nowe znaczenie i tak się urodził bydgoski regionalizm.

Co się szybciej zmienia — język czy rzeczywistość? Gdy słuchamy raperów uczestniczących w beefie #hot16challenge2, nie wszystko rozumiemy, i to nie tylko z powodu transakcentacji, szybkiego tempa i programowo złej dykcji.

Episkopat (…) zakłada protest. Brzmi trochę archaicznie — tak napisaliśmy w Dobrym słowniku — ale sto lat temu tak nie było. Nie pamiętamy, o co chodzi z prawem patronatu, ale zakładać protest jeszcze rozumiemy: zgłasza, rozpoczyna, ogłasza.
No i jeszcze prymas gnieźnieński Edmund Dalbor. To znak, że i hierarchia kościelna przywykła do granic zaborów, a arcybiskup warszawski, członek Rady Regencyjnej Aleksander Kakowski był w centralnej Polsce, byłym zaborze rosyjskim, byłym Królestwie Polskim, odbierany jako główny hierarcha. Gniezno zaś reprezentowało racje historyczne, ale jako do niedawna część innego państwa, okupującego Warszawę, traktowane było z pewną rezerwą, mniej znane, choć zapewne ze czcią wspominane jako historyczna stolica prymasów, miejsce związane ze świętym Wojciechem.
Polska była niepodległa, ale żeby znaczenie A. Kakowskiego nie było niedocenione, od roku 1925 do śmierci w roku 1938 nosił tytuł prymasa Królestwa Polskiego.

Papierowe słowniki poprawnościowe nic o WOT nie piszą, ale Dobry słownik ma szansę żywiej reagować na rzeczywistość.
Nowa polska formacja wojskowa nazwę ma jakby angielską (z łaciny), ale poddaną polskiej fleksji i z literą oraz głoską y po r.

Sympatyczna Autorka Wihajstra do godki, pani Barbara Szmatloch, którą miałem okazję poznać przed wakacjami, w najnowszym odcinku publikowanego w katowickim dodatku Gazety Wyborczej napisała:

To pierwsze to głóg.

A jonczki? Oto cytat, a poniżej wyjaśnienie zagadki, chyba że mimo tej pisowni zagadką to dla nikogo nie było:

Źródło: https://katowice.wyborcza.pl/katowice/7,35055,25232805,pogodomy-se-po-slonsku-kolidupa-i-jonczki-z-banie.html

To jest pestka, ale właściwie zdrobnienie od słowa jądro, lecz nie takie, jak dziś byśmy utworzyli po polsku, tj. jąderko, ale śląskie zdrobnienie: jądrzko, fonetycznie [jůnčško], więc w wersji uproszczonej, podanej w dzisiejszej dominującej górnośląskiej pisowni mogłoby to być np. jōndrzko. Oczywiście uproszczona wymowa grupy spółgłoskowej może zaowocować pisownią jōnczko, zacierającą budowę wyrazu.
Kłopot jest jednak jeszcze z liczbą mnogą. Alfred Zaręba w Starych Siołkowicach, bardzo mocno śląskiej wsi, zapisał mianownik liczby mnogiej z końcówką –a. Ta końcówka jest bardziej oczywista i spodziewana, bo rzeczowniki rodzaju nijakiego mają właśnie –a w liczbie mnogiej, a reszta to gramatyczne ekscesy.

No to skąd te jonczki u pani Szmatloch? A Wy jak godocie?

Wszyscy kojarzymy z lektur, legend i Monty Pythona hiszpańską inkwizycję.

Kim jednak był w polszczyźnie inkwizyt? To ktoś, kto pozostawał pod inkwizycją, czyli śledztwem.

Słownik warszawski

Mamy ilustrację pierwszego znaczenia. Jest to opis warunków w więzieniach galicyjskich w połowie lat trzydziestych XIX wieku.

[Michał Budzyński], Cztéry lata, 1833, 34, 35, 1836 w Galicyi Austryackiej,
przez jednego z więźniów, Bruxella 1838

Digitalizacja: Google.
NFJP.pl zawiera jeszcze dziwniejsze inkwizyty.

http://nfjp.pl/lemma/inkwizyt

Aha. Kiedy w Sieci będzie Wawrzyńczyk J. Słownik Bibliograficzny Języka Polskiego. T. 1–10. Warszawa: BEL Studio, 2013.?

Jakie śmieszne?! Niekonieczne, bo język polski sam w sobie dziwniejszy, niżbyśmy skłonni byli przypuszczać. A tu autor Kapliński Leon (1826—1873), miłośnik Krasińskiego, więc pewnie konserwatysta, choć może i szatanista jaki, pisał:

https://books.google.pl/books?id=0w1AAQAAMAAJ&dq=wrogini&hl=pl&pg=PA17#v=onepage&q=wrogini&f=false

Leon Kapliński (1826–1873) – artysta malarz, pisarz, działacz polityczny. Brał udział w przygotowaniach do powstania 1846, na skutek ujawnienia spisku zmuszony był udać się na emigrację. W Paryżu rozpoczął naukę malowania u Ary Scheffera, następnie kontynuował ją w pracowni Josepha Nicolasa Roberta Fleury’ego. Od początku kariery artystycznej skupiał się na wątkach narodowych (cykle ilustrujące Marię Antoniego Malczewskiego, Pana Tadeusza Mickiewicza, Przedświt Krasińskiego). Zasłynął także jako portrecista członków rodzin arystokratycznych i znanych postaci polskiego życia kulturalnego i politycznego na emigracji (m.in. portret ołówkowy Krasińskiego, trzy portrety Adama Jerzego Czartoryskiego). Kapliński jest autorem powieści Nad Wisłą (1859), a także wierszy o treści religijnej i patriotycznej (zbiory Zorza wieczności, 1860 i Bądź co bądź, 1862). Zob. W. Kalinowska, Kapliński Leon, w: Polski Słownik Biograficzny, t. 11, Wrocław–Warszawa–Krakow 1964–1965, s. 635–637; Ł. Krzywka, Sztukmistrz polski Leon Kapliński (1826–1873), Wrocław 1994, passim (tu m.in. informacje o malarstwie portretowym artysty oraz o jego związkach z fotografią). [Bordzoł, http://rcin.org.pl/Content/69611/WA248_81384_P-I-1269_bordzol_o.pdf]

Bo w żartach to może formą żeńską od wróg mogłaby być wróżka, ale jednak tu żartów nie ma.

Zdaje się, że hasztag #01 jako wyraz obraźliwy ma w tym blogu dzban, a #2 — łajza. Dziś wyraz obraźliwy nie wprost odnoszący się do człowieka. Gusła.
Wiele zależy od punktu widzenia. Punkt widzenia nie zawsze jest punktem myślenia, a już zwłaszcza myślenia o innych ludziach. Punkt widzenia, myślenia, mówienia i pisania wiele mówi o osobie w tym punkcie będącej — widzącej, myślącej, mówiącej, piszącej.

Punkty mogą być dwa:

  1. religia prawdziwa wobec nieprawdziwej
  2. racjonalizm niereligijny wobec światopoglądu religijnego

W zależności od tego, w którym z punktów wyjścia się znajdujemy, użycie słowa gusła różnie odbieramy. „Nieprawdziwa” religia często pozbawiona jest głosu i reprezentacji. Zatem na przykład kulty przedchrześcijańskie na naszych ziemiach gusłami pogańskimi można chyba nazywać bezkarnie i bezrefleksyjnie.

Słownik etymologiczny Aleksandra Brücknera (80. rocznica śmierci autora minęła bez echa, a szkoda) wywodzi:

Gusław wg Brücknera

Witold Mańczak związek guseł z gędźbą rozwija i rozjaśnia:

W. Mańczak, Polski słownik etymologiczny, PAU, Kraków 2017, s. 62

Wszelkie zabiegi magiczne (bo magia prymitywniejsza od religii zorganizowanej?) zwie się gusłami. Aliści Mateusz Morawiecki nie deklaruje się jako rodzimowierca, (neo)poganin czy czciciel sił przyrody. Raczej jest widywany publicznie podczas ceremonii rzymskokatolickich. To znaczy, że gusła w tekście Gazety Wyborczej odnoszą się do tejże religii i w jej kontekście wznoszonych modłów.

Obraża czy nie obraża? Może to asertywny deizm, który nie chce wprzęgać bóstwa w doraźne kłopoty stworzeń? Determinizm? Zapowiedź kary? Wyższość? Pogarda? Wiele zależy od punktu…

Zajmowaliśmy się tu różnymi słowami mniej lub bardziej obraźliwymi, między innymi modnym, lecz wcale nie łagodnym dzbanem.

Dziś łajza. W ukończonym pół wieku temu słowniku języka polskiego pod red. Witolda Doroszewskiego (pozytywizm + komunizm, ale w gruncie rzeczy cenny) pod hasłem łajza znajduje się informacja etymologiczna następującej treści:

może z nm. Laus = wesz

I tyle. Czyli że ktoś gdzieś na kogoś z niemiecka lub żydowska krzyczał, od wszy lub zawszonych wszarzy wyzywał? Nie jest to pozbawione prawdopodobieństwa, ale mnie się zdaje, że łajza także łazi, włóczy się, a nawet jak jest na miejscu, to też jakoś tak się snuje bez celu i bez czucia, zamiast robić to, co wszyscy, lub to, co trzeba.

W Dobrym słowniku zebraliśmy pod hasłem łajza dotychczasowe dane, ale czuję niedosyt. Może ktoś z Czytelników opowie, z czym w jego języku kojarzyć to niemiłe, ale nie całkiem wulgarne, bo trochę tajemnicze słowo?

Obraz pochodzi z czasopisma „Wörter und Sachen” (Słowa i Rzeczy) z roku 1909. Z terenu „Ostschlesien”, czyli chyba z Górnego Śląska, położonego na wschód od Odry.

Zagadnienie jest ciekawe. Bańka — swoją drogą — oznaczała głowę (okrągła, nieraz pusta), nieco podobnie rzecz się ma z dzbanem, który stał się znanym całemu narodowi „młodzieżowym słowem roku 2018”.

To czym się różni bańka od dzbanka?

Dziś typ to najczęściej ktoś, zwykle dziwny, może niebezpieczny, w każdym razie — jakiś.
Dawniej typ był typowy, uosabiający jakąś średnią i zarazem cechy różniące, ale od innej zbiorowości. Stąd pocztówka Typy swojskie. Dlaczego Biblioteka Narodowa uważa, że to Huculi i dodaje słowo kluczowe Kresy Wschodnie, to ja nie wiem.

Za mało się pewnie znam na Huculszczyźnie, ale jednak pawie pióro na czerwonej czapce zdaje mi się bardziej krakowskie.
Hucuła zaś widziałbym w czarnym kapeluszu z bibułkowymi kwiatkami.

To nie Hucuł, ale kapelusz huculski

Czyli chodzi o to, co zawsze, żeby opisywać fakta, a nie zmyślenia — staropolska Wahrheit przed Dichtung.