Socjalistyczne pismo „Naprzód” bardzo się oburzało na sanacyjne porządki i niepiękne postępki oraz mowę zarówno Józefa Piłsudskiego, jak i jego akolitów. Wiadomo było, że bardzo grubo się oni wyrażali. Oto przykład z książki Hocki-klocki, którą Biblioteka Narodowa (Polona) przypisuje Emilowi Haeckerowi, być może kierując się informacją z Polskiego słownika biograficznego (PSB), ale zawartą pod biogramem Jana Hupki:

Uznawanie Wersalu za wzór dobrego wychowania i kultury słowa sięga więc co najmniej lat wersalskiej konferencji, a nie było innowacją Andrzeja Leppera.
Czyżby nastąpiła zmiana w obyczajach językowych? Być może. To słowo na b… wciąż jest nieprzyzwoite i dlatego kryje się za szyldem agencji t. (co nie znaczy, że dla zarezerwowanej tylko dla towarzyszy). Słowo to zaś zastąpiło bałagan, również przed wojną rażące.
Wiedzmy, jak było.

Do poradni językowej Dobrego słownika napisał jeden z Czytelników i poprosił, żebyśmy się wypowiedzieli na temat słowa jadłodalnia. To się wypowiedzieliśmy w krótkim artykule poprawnościowym.

Jest to jednak zagadnienie, które aż się prosi o analizę nieco bardziej pogłębioną i zilustrowaną przykładami. Przykładów dostarcza nam nie tylko korpus językowy, statyczny, ale i co dzień przyrastająca baza tekstów prasowych i innych. Posłużyłem się przykładami opublikowanymi na stronach mediów i instytucji, aby udowodnić, że jadłodalnia, tak dźwiękowo bliska jadłodajni, przechodzi przez sito redakcji i korekty, staje się słowem powszechnie słyszanym.

Polszczyzna nie zawsze dobrze znosi wyrazy złożone. Chyba dlatego jest kłopot z jadłodajnią. Wcale nie jest przejrzysta jej struktura:

jadł-o + daj- + -nia

Przecież wcale w jadłodajniach jadła nie dają, tylko trzeba kupić, no chyba że w przedszkolu, gdzie rodzice płacą. Zatem wygrał przyrostek –alnia, tworzący nazwy miejsc, pomieszczeń i urządzeń, jak jadalnia, bawialnia, pijalnia, sypialnia, przewijalnia, poczekalnia, przebieralnia, umywalnia, smażalnia, pływalnia, zjeżdżalnia, pralnia, tkalnia, szwalnia.
Do tego dochodzą różne takie techniczne pomieszczenia, gdzie dokonuje się różnych procesów, np. amoniakalnia, dmuchalnia, krajalnia, materialnia, nasycalnia, ociekalnia, ogrzewalnia, ostrzygalnia, postrzygalnia, rąbalnia, rębalnia, skręcalnia, skubalnia, spiekalnia, topialnia, usypialnia, wialnia, wiejalnia, wypajalnia, wyprawialnia, wytrawialnia, wyżarzalnia.
Głoska d z rdzenia daj- stała się niejako elementem przyrostka. I powstała jadłodalnia. Poprawna?

Jak pizzernia. Tak, pizzernia jest jeszcze częstsza, nie należy do słów modnych i pochwalanych. Raczej o osobach używających tego słowa słyszy się wypowiadane z przekąsem uwagi.

 

Nazwisko bohaterów cyklu powieściowego Małgorzaty Musierowicz, kochających się i kochanych przez czytelników mieszkańców poznańskich Jeżyc, nie jest powieściową fikcją. Nie jest też nazwiskiem mówiącym, jak to bywało w polskich powieściach i dramatach czasów dawniejszych, gdzie od razu charakteryzowało bohaterów, np. Doświadczyński czy Raptusiewicz.

Borejko, dawniej pisane też Boreyko, wywodzi się jakoby z czasów odległych.

Tak piszą autorzy herbarzy, m.in. Niesiecki (cyt. z wydania XIX-wiecznego, dziękuję Google Books):

O początkach jego nigdziem nie czytał. To ciekawe. Jak ten herb charakteryzowano? Jako dwie litery Z („dwoie Z drukowanych, śrzedniemi liniámi ná krzyż złożonych”). Tak uczynił autor herbarza wydanego w drukarni akademickiej krakowskiej w r. 1757 Duńczewski:

We wpisie o swastyce (i dziwnym zapisie sfatyska) była już mowa o polskich ludowych użyciach znaku tego, znanego od starożytności w Indiach i rozprzestrzenionego przez zbrodniczych niemieckich (i nie tylko niemieckich) nacystów.

Wracajmy na osiedle Jeżyce. Czyżby tak poznańscy Borejkowie byli przybyszami z Wileńszczyzny?