Specjalnie napisałem „o pisowni”, bo gdybym napisał o ortografi___ już bym się wdał w spór trwający długie dziesięciolecia, co lepsze:
— ortografii
— ortografji
— ortografiji

Tęgie umysły wszak się spierały, nie tylko pomniejsi pieniacze i blogerzy (znaczy publicyści). Oto przykład pisowni warszawskiej. Antoni Kalina, wybitny filolog pisał w roku 1880 (dzięki Ci, Google, w nowym roku, za projekt digitalizac__ książek):

Tylko ortografiji się podobało uczonemu.

A może o pisownii?

Na szczęście tylko jako omyłki w druku, mam nadzieję, np. tu:

W Dobrym słowniku można przeczytać, czym się ten czasownik różni od innych, ale mnie naszła innego rodzaju refleksja; dotyczy ona języka praw i języka prawniczego. Mianowicie w celu jak najbardziej precyzyjnego formułowania myśli używa się form gramatycznych rzadko używanych, nieomal potencjalnych, które w myśl gramatycznych opisów oddają jakiś znaczeniowy rys, lecz z powodu swej rzadkości właśnie nie są natychmiast rozpoznawane i rozumiane przez użytkowników języka, którzy nie odbyli stosownych ćwiczeń ani nie praktykują prawa. Niech za przykład posłuży forma trybu przypuszczającego czasownika powinien, czyli byłby powinien. Czy to jednak czysty tryb przypuszczający, czy też może któryś w polszczyźnie istniejących bardziej jako odbicie łaciny, francuskiego i niemieckiego trybów „irrealnych”? Oto przykład ze zbioru praw polskich z ostatniego okresu formalnej niepodległości Polski, sprzed uchwalenia konstytucji 1791 r.

Ks. Teodor Ostrowski S.P., Prawo cywilne narodu polskiego, t. 1, wyd. 2, Warszawa 1787, s. 377

Gospodarz odpowiedzieć byłby powinien, gdyby… — mamy tu postawione warunki. Mimo podobieństwa formalnego do form dogorywającego już w polszczyźnie, ale przez jej miłośników wielce lubianego czasu zaprzeszłego nie chodzi tu o coś, co się dokonało w przeszłości, ale o pewną możliwość i okoliczności.
To gramatyczne spostrzeżenie skojarzyło mi się z tym, że dochodzi do spotkania językoznawców i osób wykonujących różne funkcje związane z interpretowaniem i stosowaniem prawa, w tym sędziów. Przedmiotem analizy uczyniono wykładnię językową, która dotychczas — moim zdaniem — ze strony prawniczej była na poły logicystyczna, a na poły intuicyjna. Miejmy nadzieję, że książka Język(i) w prawie. Zastosowania językoznawstwa i translatoryki w praktyce prawniczej, zredagowana przez Emilię Kubicką, Lecha Zielińskiego i Sebastiana Żurowskiego, wydana w 2019 r. przez Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, okaże się pomocna i wskaże, co warto czynić dla sprawnego dokonania wyżej wspomnianej wykładni.

Na książkę składają się następujące teksty:
Część I. Wykładnia językowa
Rozdział 1. Maja Klubińska, Wykładnia językowa a inne typy wykładni
Rozdział 2. Anna Czelakowska, Emilia Kubicka, Wykładnia językowa w praktyce sądowej a charakter narzędzi leksykograficznych
Rozdział 3. Sebastian Żurowski, Słowniki w wykładni
Rozdział 4. Emilia Kubicka, Anna Czelakowska, Proces wykładni językowej
Rozdział 5. Małgorzata Gębka-Wolak, Językoznawca jako biegły sądowy
Część II. Tłumaczenie prawnicze
Rozdział 6. Ewa Bagłajewska-Miglus, Jarosław Dudzicz, Tłumaczenie prawne i prawnicze jako szczególny rodzaj tłumaczenia specjalistycznego
Rozdział 7. Lech Zieliński, Kompetencje tłumacza przysięgłego wobec oczekiwań i wymagań ustawowych
Rozdział 8. Katarzyna Siewert-Kowalkowska, Lech Zieliński, Tłumaczenie ustne w sądzie jako odmiana tłumaczenia środowiskowego

Część dotycząca tłumaczeń prawniczych może jest mniej przełomowy, ale za to bardzo aktualna, a walorem jej jest to, że nie teoretyzują w nim teoretycy, ale dzielą się swą wiedzą praktycy. Tłumacze przysięgli oraz dydaktycy i studenci kierunków przekładoznawczych z pewnością wiele skorzystają z lektury tej części.
Dla językoznawców, którzy na co dzień nie zajmują się kwestiami języka w kontekście prawnym, lektura pierwszej zwłaszcza części może być przestrogą przed pochopnym wypowiadaniem się w kwestiach, które są specjalistyczne i mają swoją interpretacyjną historię, choć na pozór sformułowane są polszczyzną ogólną, wszystkim dostępną.

Wszyscyśmy powinni zapoznać się z toruńską publikacją o języku czyli też językach w prawie.

Dzisiaj Kościół święty w Polsce wspomina bł. Karolinę Kózkównę, która zginęła w roku 1914, broniąc się przed gwałtem*). Ojciec błogosławionej nazywał się Jan Kózka. Zgodnie ze współczesnymi, ale odchodzącymi w przeszłość regułami tworzenia nazwisk odojcowskich, tu w ujęciu Doroty Zdunkiewicz-Jedynak:

Nazwiska córek mężczyzn o nazwiskach I grupy są tworzone za pomocą przyrostka -ówna, zaś II grupy przyrostkiem -anka: Zajdlówna, Kucówna, Manteufflówna, Sapieżanka, Skarżanka, Skuszanka.
Za pomocą przyrostka -anka tworzone są także nazwiska odojcowskie od nazwisk zakończonych na -g, -go, -ge, co pozwala uniknąć niemiłego dla ucha zakończenia -gówna, np. Hartwig — Hartwigowa, ale: Hartwiżanka (nie: *Hartwigówna); Kolago — Kolagowa, ale: Kolażanka (nie: *Kolagówna); Lange — Langowa, ale: Lanżanka (nie: *Langówna). (SPP PWN),

męczennica, której sanktuarium znajduje się w Zabawie nieopodal Tarnowa, powinna się nazywać Kózczanka. Forma nazwiska w postaci Kózkówna została utrwalona w czasie przygotowań do beatyfikacji, a przy samym akcie oficjalnie potwierdzona. Ale przecież nie tak łatwo odizolować nazwisko błogosławionej od przemian systemowych zachodzących w polszczyźnie ostatniego stulecia. Jedną z nich jest odchodzenie od „patriarchalnych” (dosłownie, bo mających związek z ojcem — pater) form nazwisk córek, w jakimś stopniu i w odczuciu wielu nazbyt mocno akcentujących przynależność, poddanie, zależność rodzinną itp. I oczywiście obligatoryjnie ujawniających stan cywilny. A przecież RODO w ogóle. Dowodem tego jest istnienie w Rzeszowie parafii „pw. Błogosławionej Karoliny Kózki”, choć w komunikatach na stronie internetowej pojawia się oczywiście forma nazwiska Kózkówna.

Co ciekawe, gdy wszyscy mądrzej lub niemądrzej wypowiadają się i kłócą o żeńskie formy (nie końcówki!) zawodów, stanowisk i innych rzeczowników (tłumaczka, ministra/ministerka, marszałkini, gościni), część onomastyczna z tego sporu została wydzielona i tu dominuje tendencja przeciwna, to jest odchodzenie od wyodrębniania, podkreślania, zaznaczania form żeńskich. Ale to już sprawa na inną dyskusję.


____________________________________________
*) oraz grzebie (a może nie? zob. Onet.pl) w katedrze poznańskiej arcybiskupa Juliusza Paetza, o którym nie krążyła opinia, iż był obrońcą czystości.

Plac jest, a kościoła nie ma! Podziwiając Kraków, czasem trzeba uruchomić wyobraźnię. Oto między potężnymi gotyckimi gmachami kościołów i klasztorów dominikańskiego i franciszkańskiego był jeszcze niemały parafialny kościół Wszystkich Świętych.

Wciąż w Krakowie kościołów mnóstwo, ale warto pomyśleć, że było ich znacznie więcej, lecz na przełomie XVIII i XIX wieku wiele z nich „podupadło”, to jest pozostało bez opieki. Bez specjalnych sentymentów je poburzono mimo niewątpliwych ich walorów historycznych. Potrzeby religijne zapewne zapewniały pozostałe instytucje, które się ostały.

Piotr Hieronim Pruszcz w opisie skarbów krakowskich tak o nim pisał:

W miejscu kościoła znajduje się dziś m.in. przystanek tramwajowy, a południową część przykościelnego cmentarza zajmuje charakterystyczny budynek Sieci Informacji Miejskiej oraz kamienica przy ulicy Grodzkiej 21.

Piotr Banasik, Bartłomiej Trybuś, Lokalizacja nieistniejących kościołów i cmentarzy we współczesnej topografii Krakowa, Rocznik Krakowski 83, s. 28 i in.

Na czerwono oznaczono kościół Wszystkich Świętych, na żółto – cmentarze (przy okazji widać, gdzie były cmentarze przy kościołach franciszkanów i dominikanów.

Michał Rożek pisał w 1995 r., że „Na miejscu kościoła znajduje się obecnie skwer na placu Wszystkich Świętych z pomnikiem Mikołaja Zyblikiewicza”. Współczesne, przedstawione wyżej badania z użyciem ortofotomapy pokazują, że bardziej przystanek. To trochę jak z kościołem św. Gertrudy. Przemija postać świata.

Katarzyna Walczak tak pisała o procesie upadku i dekonstrukcji:

Od początku XIX wieku pozbawiona należytej opieki budowla popadała w ruinę. Andrzej [Ambroży!!! — A.C.] Grabowski zapisał: „już od kilkunastu lat kościół ten był zamknięty z powodu porysowanego sklepienia i z obawy, aby nie było smutnego wypadku”. Około 1820 roku, ze względu na bezpieczeństwo, nabożeństwa przeniesiono najpierw do franciszkanów, a w 1832 roku do kościoła św. św. Piotra i Pawła, który do dnia dzisiejszego pełni funkcje parafialne. W 1835 roku Komitet Upiększania Miasta podjął decyzję o wyburzeniu kościoła Wszystkich Świętych. W 1840 roku na placu stała część murów należących do przybudówek kościelnych znajdujących się po południowej stronie budowli oraz wieża, która podzieliła los kościoła dwa lata później. Wraz z kościołem parafialnym rozebrano także kamienice nr 208, 209, 210, gdzie mieszkali wikariusze, którzy przeniesieni zostali do kamienic przy ul. Kanoniczej. Z części materiału pozostałego z rozbiórki zaczęto budować nieukończony w ostatecznym rachunku szpital na Strzelnicy (Wesoła), część budulca wykorzystana została na wybudowanie muru wokół rozrastającego się cmentarza na Rakowicach. (K. Walczak, Klejnot miasta zaginiony….)

Parafia istnieje. Kancelaria na Kanoniczej, a liturgia w kościele Piotra i Pawła.

Anna i Joachim, niemłodzi, ale płonący

Wiele się dziś mówi o świętej Annie, zwłaszcza tam, gdzie ludzie obchodzą imieniny swoich Haneczek, Ań i Anuś. Raczej mało kto ma czas na czytanie apokryfów, na posłuchanie i nagranie Babć opowiadających to, co same usłyszały przed kilkudziesięciu laty. Niech nam częściowo lukę tę wypełni fragment tekstu Elżbiety Wiater z portalu Aleteia o ikonie spotkania Joachima i Anny.

Ich imiona znamy z dzieł apokryficznych, przede wszystkim Protoewangelii św. Jakuba (II w.). Kobieta to Anna, a mężczyzna to Joachim. Zgodnie w tradycją Kościoła mieli być rodzicami Matki Bożej. W historii ich małżeństwa powtarza się biblijna opowieść o wierności Panu, choć On odmawia parze potomstwa.
Przychodzi w końcu dzień, kiedy oboje mają niezwykłego gościa. Joachim jest wtedy na pustyni, wśród pasterzy. Anna przybywa w domu. Oboje słyszą od anioła, który każde z nich odwiedza, że będą mieli dziecko, córkę, dzięki której dokonają się wielkie dzieła Boże. Oboje reagują tak samo – biegną, by spotkać współmałżonka i podzielić się tą radosną wiadomością.
Spotkali się właśnie w bramie i powitali pocałunkiem. Zgodnie z tekstem apokryfu to Anna pierwsza powiedziała, co zapowiedział jej anioł. Joachim, choć wracał ze stadami, z których miał złożyć hojną ofiarę w świątyni, zamiast iść od razu do przybytku, najpierw spędził noc z żoną.

Ta historia przez wieki, kraje i języki szła do nas, aż zapisana została rodzącą się polszczyzną na kartach tzw. Rozmyślania przemyskiego. Oto rękopis z serwisu Polona Biblioteki Narodowej

Podkreślone „Zdrów bądź, Joachimie, przyjacielu Boży” (ort. współcz.)

W wydaniu Aleksandra Brücknera wygląda to (bo napisać „brzmi” nie mam odwagi; jak to bowiem wymawiano — trudno pojąć i odtworzyć) nieco czytelniej:

Biblioteka Pisarzôw Polskich, 1907

W korpusie staropolskim stworzonym niegdyś przez Wacława Twardzika w IJP PAN (dziś ślepy link) scena „zwiastowania” Joachimowi, dzięki interpunkcji daje się czytać:

Odczytanie Wacława Twardzika (RIP)

Transkrypcje i światopoglądy są różne, ale kultura niech wszystkim czytającym daje mir i uciechę, zdrowie i nadzieję wielikiego wesela (wersy 8–9), a zwłaszcza Joachimom i Annom.

Zacznijmy od sportu. W Krakowie, tuż pod Wawelem, w pobliżu ulicy Koletek i Bernardyńskiej znajdują się obiekty Klubu Sportowego „Nadwiślan”. Tak, Nadwiślan, a nie Nadwiślanin.

Źródło: https://nadwislan.com/

Wychowanką Nadwiślana jest Agnieszka Radwańska, tenisistka.

Nadwiślan to forma regionalna, dziś także żywa, łącząca dzisiejszą krakowską mowę ze staropolszczyzną.
Do dziś da się usłyszeć: (ten) krakowian, a na południu regionu oczywiste jest, że mieszkaniec Bukowiny to bukowion, a mieszkaniec Maniów to maniowion.
Dowodów na piśmie jest mnóstwo, ale najlepiej sięgnąć do Biblii w przekładzie ks. Jakuba Wujka, jezuity. Wiele już razy pisałem, że najbardziej cenię Nowy Testament z roku 1594 – dzieło, które poprawiał sam tłumacz.

Tam wyraźnie napisano, że mieszkaniec Samarii to Sámárytan (á z kreską czytamy jak a, a a czytamy jak o albo dźwięk pośredni między a a o, oznaczany nieraz literką å). Do dziś forma ten Samarytan używana bywa przez niektórych krakowskich kaznodziejów – to dowód na bycie regionalizmem w sensie ścisłym, czyli używanym także przez obywateli wykształconych, a nie tylko prosty lud.
Amatorska lektura z zaznaczeniem niektórych cech wymowy XVI-wiecznej w moim wykonaniu do posłuchania poniżej.

Biblia Wujka audio

We współczesnych przekładach różne pieniądze daje Samarytanin właścicielowi gospody. U Wujka dwa śrzebrne grosza. Dwa grosza to oczywiście forma liczby podwójnej (dualis), która zanikła na amen chyba w wieku XIX. Liczba mnoga to byłoby, tak jak w powiedzeniu — (trzy) grosze.

Nie będziemy się zajmować szczegółową analizą tekstu. Zwróćmy uwagę wszelako, że w przekładzie Wujka ranny jest wieziony przez bydlę, a G. Doré narysował konia.

Gustave Doré

I tak między dawnością i współczesnością, między ogółem i szczegółem jawi się sens.

Przed wiekiem, a może ledwie osiemdziesiąt lat temu. Dobrze widzieć teksty Karla Klingsa, opublikowane w czasopiśmie Der Oberschlesier (1936, Jahrgang 18, Heft 5). Czasy były totalitarne, ale wierszyki niewinne.

Plik z Wikipedii

To co to było to gęsie winko? Zainteresował mnie opis pliku: Drei Gedichte in Patschkauer Mundart (Schlesische Sprache).

Schlesische Sprache to oczywiście język śląski. Współcześnie gdy mowa o języku śląskim, ma się na myśli język oparty na słowiańskich gwarach Górnego Śląska (i skrawków historycznego Dolnego).
To zaś ściślej jest Gebirgsschlesich (górski śląski):

Von Jonny84 (deWiki) – Grafik selbst erstellt, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=6075731

Sam autor tych wierszy był zdolnym synem ziemi nyskiej. Urodził się 11 stycznia 1867 roku w Geseß (dziś: Ujeździec, powiat nyski, gmina Paczków, województwo opolskie), a zmarł 11 września 1940 r. w Berlinie. Był kierownikiem szkoły w Berlinie-Schönebergu. Znany był jako śląski poeta gwarowy. Oto tytuły jego zbiorów:

  • Aus’m Rutkatelgebirge
  • A Feldblumenrichel – Verschel fir kleene Perschel
  • Necksches und Grusliches – Schlesische Balladen
  • Dideldumdei
  • Schläs’sches Kriegsbrut
  • Schläs’sches Pauernbrut
  • Streeselkucha – Gedichte und Geschichten
  • Das Himmelreich
  • Das schwarze Sturch
  • Liebeswonne
  • Bunten Reihe
  • Wieland, der Schmied
  • Im Zwielicht
  • Źródło danych: https://de.wikipedia.org/wiki/Karl_Klings

Oto zaś przykład gwary z Ujeźdźca (wówczas: Geseß), opublikowany również w czasopiśmie Der Oberschlesier, w czasach przedtotalitarnych (1929, Jahrgang 11, Heft 2):

Źródło: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Probe_2._Gese%C3%9F_bei_Patschkau,_Kreis_Neisse.png

Dziś Wielka Środa AD 2019. Kościół Święty, Matka nasza, wspomina zdradę apostoła Judasza. Sto lat temu, gdy tworzyła się niepodległa Polska, gdy trwały spory o granice i tożsamość ludzi, których do polskości usiłowano przekonywać, bardzo łatwo używało się postaci apostoła Jezusowego, do którego oczekiwań nie dorósł Mistrz.

Korpus śląski, silling.org

To trochę novum, bo tradycyjnie o Judaszu się mówiło w kontekście głównie religijnym.
Bł. Władysław z Gielniowa (zm. 1505) zapisał, jak to widział:

Pieśn o Bożym vmęczeniu nabożna y barzo piękna wsselkiemu krzesciyaninowi potrzebna, Kraków 1558

Los Judasza w ujęciu nowoczesnych teologów i kaznodziejów coraz ciekawszy. Ksiądz profesor Andrzej Draguła w tegorocznych rozważaniach rekolekcyjnych zaś głosi:

Teologowie nie mają na pytanie o ewentualne potępienie Judasza jednej i ostatecznej odpowiedzi. Pewność jego potępienia, która dominowała w wiekach średnich, dzisiaj ustępuje miejsca cichej nadziei, którą próbuje się budować na pewnych okolicznościach końca jego życia. Przede wszystkim trzeba pamiętać, że Judasz umiera przed Jezusem. Kiedy więc Jezus zstępuje do otchłani, Adam czeka tam na Niego z Judaszem. Dlaczego nie miałby go wziąć za rękę? Czy miłosierdzie Boże z góry zakłada wyjątek dla Judasza?

Źródło: Więź

Mocne. Czyżby teologia Wielkiej Soboty miała związek nie tylko z praojcem Adamem i rzeszą sprawiedliwych, ale i z krótko w Szeolu przebywającym Iskariotą?
Zmienia się obraz Judasza. Na pierwszym obrazku diabeł z niego duszę wyciąga i bierze we władanie.

DGA648202 Judas hanging himself, fresco, by Giovanni Canavesio, 1491, in Notre-Dame des Fontaines Chapel, La Brigue, France, 15th century; (add.info.: Judas hanging himself, fresco, by Giovanni Canavesio, 1491, in the Notre-Dame des Fontaines Chapel, La Brigue. France, 15th century.); De Agostini Picture Library / S. Vannini; out of copyright

Zmiana polega na tym, że z niewątpliwego łupu diabelskiego staje się Judasz — być może — obrazem człowieka dotkniętego tajemnicą miłosierdzia. Opowiadał na Wawelu polskim biskupom papież Franciszek:

Wielkie wrażenie wywiera na mnie średniowieczny kapitel, który znajduje się w Bazylice św. Marii Magdaleny w Vezelay, we Francji, gdzie rozpoczyna się pielgrzymka do Santiago de Compostela. Na tym kapitelu z jednej strony znajduje się Judasz powieszony z otwartymi oczami, wywieszonym językiem, a z drugiej strony jest Dobry Pasterz, który bierze go ze sobą. A jeśli dobrze, uważnie się przyjrzeć, to twarz Dobrego Pasterza, wargi po jednej stronie są smutne, ale z drugiej strony się uśmiechają. Miłosierdzie jest tajemnicą. Jest tajemnicą Boga.

Źródło: 27.07.2016 https://papiez.wiara.pl/doc/3351690.Intuicje-papieza-Franciszka

Blog ten ma wszelako charakter jakoś związany z językiem i jego poznawaniem. Może wykonajmy ćwiczenie mentalne i intertekstualne. Wczytajmy się w dziesięć przykazań dla Ślązaków. To tłumaczenie na słowacki ulotki funkcjonującej jakoby na Śląsku Cieszyńskim, opublikowane w dolnokubińskim czasopiśmie „Naša Orava”, propagującym pozostanie także Górnej Orawy, o której przynależność do Polski na konferencji pokojowej wraz z Romanem Dmowskim upominali się ks. Ferdynand Machay i Piotr Borowy, przy… Propaganda. Gdyby miało być pozostanie, trzeba by gloryfikować Koronę św. Stefana. Propaganda głosi pozostanie przy tworzącej się Republice Czechosłowackiej. Na Orawie rzymscy katolicy, Słowianie, łatwo sobie zarzucali zdradę. Także się zabijali i za te zdrady niezwłocznie się karali.

Naša Orava, 23.12.1919, s. 9

Ulotka jest oczywiście w jakiś sposób nawiązaniem, jeśli trawestacją, to przegadaną, „dziesięciorga Bożego przykazania”. Sacrum z narodowym profanum pomieszane, natio nazbyt łatwo deifikowana. Kto kogo i jak zdradza, jest ci to mysterium iniquitatis.

Są sprawy rangi dziejowej, jest życie codzienne. Z życiem wiąże się picie. Na przykład piwa, choćby i w pięknej dla niektórych epoce przed pierwszą wojną. Cóż może zakłócić liberalną sielankę? Podwyżka cen piwa.

Okocim — twardo- czy miękkotematowy?

Teraz retardacja. Zanim ukażemy problem piwny i jego rozwiązanie, zastanowić się musimy chwilkę, od czego zależy, czy się odmienia:
1) w Okocimiu,
2) w Okocimie.
Od tego mianowicie, czy uznajemy końcowe –m za twarde czy miękkie. W XIX wieku nawet proponowano wprowadzenie do polskiej pisowni stosownego rozróżnienia przez kreskowanie. Gdyby napisano np. Radoḿ, byłoby jasne, że dopełniacz = Radomia, a miejscownik — Radomiu. Słonim przez bez kreski zmiękczającej powodowałby, że trzeba by pisać do Słonima, w Słonimie.
W Grammatyce do szkół narodowych Kopczyńskiego, na klassę II (1819), którą zwykło się chwalić jako osiągnięcie Komisji Edukacji Narodowej, post mortem i na wyrost, używano takiego kreskowanego m. Przykład: tryb rozkazujący czasownika łámać (tak, kreskowane á też wówczas zalecano, ale odwrotnie niż w wieku XVI i XVII, miało się je czytać jako zbliżone do o):

A tak! Liter w polszczyźnie było znacznie więcej, niż się współcześnie myśli. Toż i nasze o z ogonkiem to wprawdzie był prima aprilis, ale nie fejk.

Nacisk ma sens?

Wracajmy jednak do Krakowa. Co przejęło obywateli? — podwyżka cen piwa. Czym zagrozili? — że przestaną pić. Co uzyskali? — sukces!

Pan Götz ustąpił, żeby marka trwała.
Zwracam też uwagę na pisownię konsumcji. Teraz wymawiamy z wyraźnym p, pod wpływem pisma zapewne.