Z decyzją czekano dość długo, ale wreszcie krakowska tradycja nazewnicza zostanie uszanowana i wznowiona. Gdy tylko się ociepli i ożywi się ruch turystyczny, wszyscy wchodzący na Wawel będą informowani, że są… na Wawlu. Chodzi mianowicie o ruchomość „e”, staropolską właściwość językową, pozostałość jeru tylnego „ъ”, rzecz dla polonistów oczywistą.

Przechadzający się po bulwarze Czerwieńskim dr S. Mock, na co dzień pracujący u stóp wzgórza, zapewnia: „Wawel, na Wawlu! Mówiono tak i pisano w Polsce jeszcze niecałe 400 lat temu”. Istotnie, choćby Sebastian Petrycy z Pilzna, więziony w 1607 r. przez Moskali. Gdy zaś wrócił do stolicy, wyrażał zachwyt:
Nie tak mnie trwałość Sparty, nie tak urodzajne
laryskie role łudzą, jak zwyczajne
miłej ojczyzny miejsca, gdzie Krakowe prace
przy Wawlu widać, Wisłę i pałace,
gdzie budowne ogrody, gdzie są gęste sady –
ludzkiej uciechy nieomylne ślady.
Dodał też autorskie objaśnienie, które zarazem dowodzi, że przytoczona forma nie jest na przykład skróceniem podyktowanym wymaganiami rytmu i liczby sylab w wierszu: „Krakus założył na górze Wawlu zamek, a pod nim miasto od swego imienia nazwane Kraków” (Sebastian Petrycy, Do Pana Grzegorza Brodowskiego Oda 7, [w:] tegoż, Horatius Flaccus w trudach więzienia moskiewskiego, Kraków 1609).
Ruchomość „e” w nazwie krakowskiego wzgórza, a raczej w przymiotniku „wawlowy” (nie „wawelski”!) poświadcza też poezja Adriana Wieszczyckiego:
Rozkoszna rzeko Lechowej dziedziny,
Która z Karpatu wziąwszy pierwociny,
Naprzód oblewasz gmachy Krakusowe,
Które piastują ramiona Wawlowe. (Adrian Wieszczycki, Sielanki abo Pieśni, Kraków 1634)
Jeśli prawdą jest, co powiadają uczeni o archaiczności mowy górnośląskiej, to trzeba wziąć za wzór uzus panujący wśród rudzkich, chorzowskich i zabrskich kibiców piłki nożnej. W mediach i w żywej mowie klub sportowy grający w Wirku odmienia się jak w cytacie:
W czwartek swój drugi mecz w ciągu tego tygodnia piłkarskiego rozegra jeszcze zespół trenera Sławomira Podlasa, a więc młodzicy młodsi, którzy udadzą się Rudy Śląskiej na wyjazdowy mecz z Wawlem Wirek. (http://www.akademia.ruchchorzow.com.pl/7-aktualnosci/4146-gwk)
Zapisana w 1611 roku w polskim przekładzie Kroniki Marcina Kromera forma „na pagorku Wąwelu” ma nieco mniejszą wagę, bowiem tłumacz Marcin Błażowski pochodził z ziemi samborskiej, więc ulegać mógł innym wpływom językowym.
Przy tej okazji trzeba także wskazać nową możliwą etymologię nazwy. Nie można się bowiem zbyt pochopnie zgodzić, że „Wawel” to coś stojącego nad czymś mokrym, wilgotnym, bo wtedy co druga wioska musiałaby się tak nazywać. Tym bardziej nie przemawia do nas teza lansowana przez prof. A. Pisowicza, że „Wawel” to „Babel”, tylko ktoś odczytał jakiś dawny zapis na modłę bizantyńską lub ruską.
Mogłaby to być ‘narośl’, ‘wypukłość’. Oto kolejny trop znajdujemy w książce Polska aż do pierwszej połowy XVII wieku pod względem obyczajow i zwyczajow Wacława Aleksandra Maciejowskiego; mowa bodaj o księciu Władysławie legnickim: „Góral z ogromnym pod gardłem wawlem, czyli wolem, którego nabył górzyste pijając zdroje” (Petersburg – Warszawa 1842, s. 81). Pisarz pochodził z Cierlicka na Śląsku Cieszyńskim, z części dziś w granicach Republiki Czeskiej. Ów „wąwel” na gardle potwierdził z Rzeszowskiego Hieronim Łopaciński pod koniec wieku XIX, lecz nosowość nie musi być przesądzona. Być może uczeni pisarze opierali się na przekazie Kroniki wielkopolskiej: „Wawel enim quidam tumor dicitur, quem homines in montibus demorantes ex potatione aquarum in gutture habere consueuerunt, sic et mons, ubi nunc castrum Cracoviense situm est Wanwel dicebatur”. W każdym razie przyzwyczajajmy się, że Kraków to gród podwawlowski. W Krakowie pod Wawlem tak się mówiło, a na Śląsku do dziś godo.
