W jednym z felietonów Jerzy Pilch zapytywał co kilka zdań, gdy się napatoczył tytuł „Dziennika Gazety Prawnej”: a czy dycha jeszcze? Nie będę tego szukał. Wystarczy mi, że tak to właśnie zapamiętałem. I odnoszę dzisiaj to pytanie do własnego bloga, choć użycie słowa dychać w lecie roku 2024 nie jest czysto neutralne. Odbyła się, a może i wciąż jeszcze odbywa inba w sprawie wypowiedzi prof. Jerzego Bralczyka o leksyce używanej w stosunku do zwierząt.

Teraz każdy będzie odpytywany i oceniany z empatii albo konformizmu.

Ale wracajmyż do tutejszej mojej autoekspresji. Czy w ogóle powinienem się tu publicznie publikować? Tu chyba mogę, za to nie muszę tego wrzucać do aktualizujących i natychmiast się przeterminowujących mediów społecznościowych.

W tym wieku (w moim, no i w XXI) warto dojrzeć. Dojrzeć również cele i upływ czasu. Dojrzawszy, docenić, nie tylko się przerazić.

Każda osoba blogująca od czasu do czasu obwieszcza, że jeszcze żyje. To ja też, póki żyję. A teraz o czasowniku zdychać w polszczyźnie najdawniejszej i dawnej.

Przed rokiem 1500, jak o tym informuje Słownik staropolski, czasownik zdechnąć, odnosił się także do ludzi i nie miał charakteru pejoratywnego, jak dziś, gdy powiedzenie komuś „żebyś zdechł” nie tylko jest życzeniem śmierci, ale także okazaniem pogardy, bo zdychają zwierzęta, też bynajmniej w językowym obrazie świata i utrwalonym sposobie używania języka niekochane. Na przykład w Rozmyślaniu przemyskim:

Czcienie o dziecięciu, ktore sie swaliło z skały i zdechło, a to miły Jesus wskrzesił z martwych

Jednego dnia dziecię miły Jesus wyszedł na pole a za nim dzieci naśladowały wielika tłuszcza. Tako są weszli na jednę gorę wielmi przykrą i poczęli igrać każdy swoję igrę, ktora sie komu widziała, a Jesus siedział niedaleko ich przyglądając. Bieżąc jedno dziecię nieopa<t>rznie i zwaliło sie z onej gory, to jest z skały, padnie na ziemię i zdechnie. Uźrąc to ine dzieci i poskoczą przecz od niego i poczną powiedać, kako sie stało. Od niemiłościw<ych> Żydow natychmiast słowo pojdzie, iżeby je Jesus zepchnął. Poślą po Jozefa a po Maryją, jego matkę, i imą dawać winę Jesusowi rzekąc, iże on krzyw w jego śmierci. Maryja wiedząc syna swego niewinnego <>, milcząc idzie do niego i imie k niemu mowić łaskawie rzekąc: „Powidz mi, synku miły, co mam uczynić i przeciw takiej potwarzy co mam odpowiedzieć”. Rzekł Jesus: „Moja miła matko, my[e] będziemy cirpieć od niemiłościwych Żydow rozmaite potwarzy, ichże winą nie zasłużemy. A wszakoż by sie nikt nie pogarszał w tej potwarzy a też bych niewinność moję ukazał, niechaj dadzą to ciało, a jemu każę, iże powie moję niewinność”. Takoż przystąpił Jesus z matką swoją ku ciału onego dziecięcia umarłego i rzekł jemu: „Zenonie, każę tobie, a<by> powiedział przed wszem ludem, jest<li> ja ciebie sepchnął albo uczyniłlim tobie co złego <>” Tedy on umarły westchnął a przede wszemi zawołał rzekąc: „Aniś mie zepchnął ani <z>rzucił <>, aniś niektore złości uczynił”. „Dziecię miłe – rzekł k niemu – przeto iżeś mię wyprawił a prawdęś powiedział, każę tobie, abyś smartwychwstał i był żyw a popełnił dni swoje we zdrowi”. Natychmiast jako Jesus to słowo rzekł, nagle ono dziecię ożyło i wstało z martwych a poklęknąwszy przed Jesusem dał jemu chwałę a przed wszemi ludźmi chwaląc ji i rzekł: „Toć jest syn boży, tegoż chwalą anjeli, ale źli duchowie nienaźrą jako i ludzie”. [transkrypcja prof. Wacława Twardzika]

Język jest pojemniejszy niż nasze pojemniki na myśli, że tak powiem po kognitywistycznemu. Oto pierwowzór w tłumaczeniu współczesnym, gdzie oczywiście dziecko zabiło się:

WSKRZESZENIE DZIECKA. 9.767 1. Pewnego dnia Jezus bawił się z dziećmi na dachu768; jedno z nich upadło i zabiło się. Na ten widok dzieci uciekły. Jezus zaś pozostał sam. 2. Rodzice zabitego dziecka mówili do Jezusa: “Ty zrzuciłeś to dziecko”. Jezus im odrzekł: “Ja go nie pchnąłem”. 3. A gdy oni mu grozili, Jezus zszedł do tego, który był zabity i rzekł: “Zenonie -takie było bowiem jego imię – czy to ja cię strąciłem?” On podniósł się natychmiast i rzekł: “Nie, mój panie”. Gdy rodzice dziecka to ujrzeli, byli zdumieni i chwalili Pana769.

767 Por. A IX, B VIII, łac. VI; EwDzArab 44; EwDzOrm 16, 7-15. Fragment ten cytuje pisarz arabski Al-Kissai z tym, że chłopiec zginął od kopnięcia konia (Sidersky 147). Tekst przypomina wskrzeszenie Eutychesa przez św. Pawła w Troadzie (Dz 20, 9-12). Wskrzeszanie dla udowodnienia niewinności, por. Apulejusz, Złoty osioł 2, 28-30.

768 Domy na Wchodzie mają płaskie dachy i stanowią miejsce zabawy dzieci.

769 Rozdział 10, tekst późniejszy, podajemy według wersji greckiej A:

ULECZENIE MŁODZIEŃCA. 1. Po kilku dniach jakiś młodzieniec rąbał drzewo w sąsiedztwie i wypadła mu siekiera, i przecięła stopę, i umierał z powodu upływu krwi. 2. Powstał wielki zgiełk i zbiegowisko; pobiegło tam również dziecię Jezus. Przeciskając się siłą przeszedł przez cały tłum, ujął zranioną nogę chłopca i natychmiast została uleczona. I rzekł do młodzieńca: „Wstań teraz, rąb dalej drzewo i pamiętaj o mnie” (por. EwTm 77). Tłum widząc, co się przydarzyło, oddał dziecku cześć, mówiąc: „Zaprawdę, Duch Boży mieszka w tym dziecku” (por. Łk 4, 18; Iz 58, 6).

Teksty paralelne B IX; łac VIII.

Cytuję za stroną https://opoka.org.pl/biblioteka/T/TB/apokryfy-09.html cytującą książkę ks. Marka Starowieyskiego Apokryfy Nowego Testamentu.

Z decyzją czekano dość długo, ale wreszcie krakowska tradycja nazewnicza zostanie uszanowana i wznowiona. Gdy tylko się ociepli i ożywi się ruch turystyczny, wszyscy wchodzący na Wawel będą informowani, że są… na Wawlu. Chodzi mianowicie o ruchomość „e”, staropolską właściwość językową, pozostałość jeru tylnego „ъ”, rzecz dla polonistów oczywistą.

Przechadzający się po bulwarze Czerwieńskim dr S. Mock, na co dzień pracujący u stóp wzgórza, zapewnia: „Wawel, na Wawlu! Mówiono tak i pisano w Polsce jeszcze niecałe 400 lat temu”. Istotnie, choćby Sebastian Petrycy z Pilzna, więziony w 1607 r. przez Moskali. Gdy zaś wrócił do stolicy, wyrażał zachwyt:

Nie tak mnie trwałość Sparty, nie tak urodzajne
laryskie role łudzą, jak zwyczajne
miłej ojczyzny miejsca, gdzie Krakowe prace
przy Wawlu widać, Wisłę i pałace,
gdzie budowne ogrody, gdzie są gęste sady –
ludzkiej uciechy nieomylne ślady.

Dodał też autorskie objaśnienie, które zarazem dowodzi, że przytoczona forma nie jest na przykład skróceniem podyktowanym wymaganiami rytmu i liczby sylab w wierszu: „Krakus założył na górze Wawlu zamek, a pod nim miasto od swego imienia nazwane Kraków” (Sebastian Petrycy, Do Pana Grzegorza Brodowskiego Oda 7, [w:] tegoż, Horatius Flaccus w trudach więzienia moskiewskiego, Kraków 1609).

Ruchomość „e” w nazwie krakowskiego wzgórza, a raczej w przymiotniku „wawlowy” (nie „wawelski”!) poświadcza też poezja Adriana Wieszczyckiego:

Rozkoszna rzeko Lechowej dziedziny,
Która z Karpatu wziąwszy pierwociny,
Naprzód oblewasz gmachy Krakusowe,
Które piastują ramiona Wawlowe. (Adrian Wieszczycki, Sielanki abo Pieśni, Kraków 1634)

Jeśli prawdą jest, co powiadają uczeni o archaiczności mowy górnośląskiej, to trzeba wziąć za wzór uzus panujący wśród rudzkich, chorzowskich i zabrskich kibiców piłki nożnej. W mediach i w żywej mowie klub sportowy grający w Wirku odmienia się jak w cytacie:

W czwartek swój drugi mecz w ciągu tego tygodnia piłkarskiego rozegra jeszcze zespół trenera Sławomira Podlasa, a więc młodzicy młodsi, którzy udadzą się Rudy Śląskiej na wyjazdowy mecz z Wawlem Wirek. (http://www.akademia.ruchchorzow.com.pl/7-aktualnosci/4146-gwk)

Zapisana w 1611 roku w polskim przekładzie Kroniki Marcina Kromera forma „na pagorku Wąwelu” ma nieco mniejszą wagę, bowiem tłumacz Marcin Błażowski pochodził z ziemi samborskiej, więc ulegać mógł innym wpływom językowym.
Przy tej okazji trzeba także wskazać nową możliwą etymologię nazwy. Nie można się bowiem zbyt pochopnie zgodzić, że „Wawel” to coś stojącego nad czymś mokrym, wilgotnym, bo wtedy co druga wioska musiałaby się tak nazywać. Tym bardziej nie przemawia do nas teza lansowana przez prof. A. Pisowicza, że „Wawel” to „Babel”, tylko ktoś odczytał jakiś dawny zapis na modłę bizantyńską lub ruską.
Mogłaby to być ‘narośl’, ‘wypukłość’. Oto kolejny trop znajdujemy w książce Polska aż do pierwszej połowy XVII wieku pod względem obyczajow i zwyczajow Wacława Aleksandra Maciejowskiego; mowa bodaj o księciu Władysławie legnickim: „Góral z ogromnym pod gardłem wawlem, czyli wolem, którego nabył górzyste pijając zdroje” (Petersburg – Warszawa 1842, s. 81). Pisarz pochodził z Cierlicka na Śląsku Cieszyńskim, z części dziś w granicach Republiki Czeskiej. Ów „wąwel” na gardle potwierdził z Rzeszowskiego Hieronim Łopaciński pod koniec wieku XIX, lecz nosowość nie musi być przesądzona. Być może uczeni pisarze opierali się na przekazie Kroniki wielkopolskiej: „Wawel enim quidam tumor dicitur, quem homines in montibus demorantes ex potatione aquarum in gutture habere consueuerunt, sic et mons, ubi nunc castrum Cracoviense situm est Wanwel dicebatur”. W każdym razie przyzwyczajajmy się, że Kraków to gród podwawlowski. W Krakowie pod Wawlem tak się mówiło, a na Śląsku do dziś godo.

W działaniach na rzecz zachowania dziedzictwa kulturowego, jakim są gwary, nie bez znaczenia jest kwestia gwary. Pieśń ludowa i gawęda to nie tylko głos, nuty, treść, humor i narracja, ale także (a może przede wszystkim), by były prawdziwe, lokalne, „nasze”, akceptowalne przez duchy przodków — JĘZYK. Lokalny system językowy, w wymiarze mikro (jedna wieś, parafia, społeczność) nazywany gwarą.

Na zachód od Krakowa dość szybko postępowały procesy dezintegrujące system językowy — rozwój przemysłu, migracje, zmiany granic wojewódzkich, więc trudno rozpoznać, co jest dawne, tradycyjne, co zaś świeżo pożyczone ze Śląska przemysłowego (dawnego pruskiego), z pracy w kopalniach pszczyńskich i innych czy w przemyśle, co ze Śląska Cieszyńskiego (dawnego austriackiego), co od Krakowa.

Mieszkańcy, regionaliści, folkloryści, działacze kulturalni z powiatu chrzanowskiego mają szansę dowiedzieć się, jak stan gwar wyglądał sto lat temu, z pracy Piotra Jaworka, Gwary na południe od Chrzanowa.

Sto stron tekstu. Można ściągnąć.

Grzegorz Kulik, osobistość i osobowość, opublikował kolejny filmik ze swojego popularnonaukowego cyklu CHWILA Z GODKŌM.
Porusza ważną kwestię dopełniacza liczby pojedynczej i mianownika liczby mnogiej dużej grupy rzeczowników rodzaju nijakiego.


Autor pisze też i mówi o innych rzeczownikach rodzaju nijakiego zakończonych na –e:


Terŏz powiym wōm ô wyjōntkach. Jŏ znōm trzi słowa, co majōm klang taki, iże mogłyby sie tak ôdmiyniać, a sie tak niy ôdmiyniajōm. To morze, to pole i to połednie. Kogo? Czego? Morza, pola i połednia. Niy idzie pedzieć morzŏpolŏ ani połedniŏ.
Ale sōm nazwy miejsc, co tyż sie tak ôdmiyniajōm, pra? Jastrzymbiŏ, Ôpolŏ, Koźlŏ, Zŏbrzŏ, Zołynżŏ, Chebziŏ, Zŏgłymbiŏ. Co ône majōm spōlne? To, iże sōm nijake. To Jastrzymbie, to Ôpole, to Zŏbrze, to Zołynże i tak dalij.
Niykerzi by chcieli ôdmiyniać do Bytōmiŏ i do Wrocławiŏ. Ino że to je tyn Bytōm, a niy to Bytōmie. To je tyn Wrocław, a niy to Wrocławie. Bez to jadymy do Bytōmia i do Wrocławia.
Ftoś by spytoł „to czymu sie gŏdŏ do Ustrōniŏ, jak je tyn Ustroń?” Bo Ustroń to je miano polske. Po naszymu je to Ustrōnie.
https://wachtyrz.eu/stolecie-i-inksze-jak-je-odmiyniac/

Otóż morze, pole i połednie to nie żadne wyjątki, ale ta trudna do objaśnienia na gruncie współczesnego użycia języka różnica jest oczywista historycznie. Końcówkę
o mają rzeczowniki, które nie miały przed parunastoma wiekami po prostu końcówki –e (jak pole, morze, południe, dorzucam serce), należały do innych pod względem pochodzenia grup. Dopełniaczowa końcówka –o (do kozanio, do Chebzio) dotyczy rzeczowników mających niegdyś końcówkę *-ьi̯e. Pisałem o tych wahaniach w swojej książce:

Czesak, Współczesne teksty śląskie…, Księgarnia Akademicka, Kraków [2015], s. 189

Pole i morze zaś przed miękczącą jotą nie miały półsamogłoski przedniej (jeru):

Mikkola 1903, s. 78

Skoro śląszczyzna to mowa Kochanowskiego (jest taki obiegowy pogląd), zerknijmy do Pieśni VII z Ksiąg pierwszych Mistrza z Czarnolasu:

Kreskowane á czytamy jak a zwykłe. Rádá = rada. Ale w słowie wesela na końcu a jest bez kreski. Jan Kochanowski, Małopolanin północny, wymawiał je zapewne jako dźwięk pośredni między o i a, czyli: weselo. Tak jest do dziś w przeważającej części Małopolski. Na Śląsku zaś na południu dominuje forma wiesieli, ale nam chodzi o dopełniacz. Przeważa –o, kontynuujące stan z wieku co najmniej XVI, zaś na Śląsku północnym powstała wymowa dyftongiczna [ou], zapisywane też w nowym alfabecie, używanym przez G. Kulika jako ŏ.

Bytom, Bytōm, Bytōń

Odpowiedź na dopełniacz od nazwy Bytom najlepiej znaleźć w żarcie, ale on jest tendencyjny, bowiem nie tak łatwo było faktycznie spotkać na Górnym Śląsku osobę, która ni w ząb nie rozumiała po niemiecku:


Humor ludowy jest spontaniczną i nie kontrolowaną dziedziną twórczości ustnej. Powstaje on i krąży … Wohin? – pado kasjerka. – Do Bytómia jeden bilet mi dejcie! A kasjerka zaś: – Wohin? … Jo staro baba byda się tam po Chinach smykać!

[Google]

Śląski dopełniacz od nazwy tego miasta powinien mieć końcówkę –a. Ma ją częściej w mowie niż w piśmie, bo tu zaczyna działać analogia z nazwami nijakimi, jak Zobrze czy Zołynże. I to w źródłach dość porządnych. Nie mogłem sprawdzić w korpusie śląskim (silling.org), bo błąd 502 mnie powitał. Oto więc przykłady wyguglane:
1)
Na zicher godali Wom ô cugu, kerym szło zajechać z Bytomio do Berlina we sztyry godziny, pra? Kej? Jedne Wom pedzōm „za zeszłyj Polski”, chocioż tak naprowdy to było bardzij za Niymca, bo godomy ô tyj tajli Ślōnska, kero ôstała sie przi Niymcach aże do sztyrdziestego piōntego. (
https://gryfnie.com/kultura/furgajoncy-pieron/),
2)
I tera se podziwejcie – yno niy chca być zmierzły na Krakusow – ale fakty som niyubłagane. A dyć, jak we Krakowie we 1896 roku napoczyni rozwożać o wprowadzyniu nowoczesnych bankow, to na Ślonsku łone już dwa roki jeździły i to niy yno po cyntrum wielgigo Bytomio, ale tyż po takich zopłociach jak choćby Chebdzie. I to pokazuje jak downy Ślonsk boł do przodku technicznie i gospodarczo. I tego piyrszyństwa niy opowoży sie nom zebrać żodyn, nawet tyn, kery Ślonska niy mo w zocy. (M. Szołtysek,
https://slask.onet.pl/w-czym-slask-przewyzszyl-krakow-pisze-marek-szoltysek/tx1dn )
3) Firma Fortum też napisała Bytomio:

Mamy więc fakt, który jest niezgodny z zasadą historyczną, ale podoba się coraz większej liczbie użytkowników śląszczyzny.
Przy okazji obserwujemy odejście od tradycyjnej śląskiej formy z –ń na rzecz formy polskiej z –m. Błędy (czy też warianty i innowacje językowe) nie biorą się znikąd, więc nie uważam sprawy za zamkniętą.

Zdaje się, że dziś imieniny ulicy, bo nie odpust, skoro kościoła nie ma.

Dawniej niektórzy pytali o datę słowami: „Jakiego to dzisiaj mamy świętego?”. Do niedawna 17 marca przynajmniej w Krakowie ważniejsza była Gertruda, benedyktyńska mniszka. Najwyraźniej ta święta opiekunka kotów i obrończyni przed polnymi myszami ma pretensje do modniejszego współcześnie Patryka.

Czy mem to jakaś forma pamięci o świętych?

Przez cztery wieki, mimo pożarów i wojen odbudowywany, stał kościół fundacji Mikołaja Wierzynka.

Piotr Hyacynt Pruszcz, KLEYNOTY Stołecznego Miástá KRAKOWA ALBO KOSCIOŁY y co w nich iest widzenia godnego i znácznego, wyd. 2, Kraków 1745, s. 152
Mal. St. Bryniarski, ze zbiorów Ambrożego Grabowskiego; niedziałający link MNK

Kościół (na czerwono) pod jej wezwaniem był w Krakowie za murami miasta, niedaleko dzisiejszej ulicy św. Gertrudy — tylko nazwa została. Obok cmentarzyk dla skazańców — oznaczony kolorem żółtym.

Lokalizacja kościoła św. Gertrudy z cmentarzem na ortofotomapie Krakowa.
Źródło: Piotr Banasik (AGH, Kraków) i Bartłomiej Trybuś (ZG Janina, Libiąż), Lokalizacja nieistniejących kościołów i cmentarzy we współczesnej topografii Krakowa, „Rocznik Krakowski” LXXXIII, Kraków MMXVII, s. 31.

Teraz mamy tam piękne, nowoczesne publiczne toalety.

Habent sua fata ecclesiae…

W 1948 bullę papieża Hadriana IV (1155) opisał Stanisław Rospond w katalogu wystawy śląskich poloniców (śląskich silesiaców?):

Zawiera przeszło 50 nazw miejscowych i osobowych wyłącznie polskich, które niejednokrotnie aż do najnowszych czasów przetrwały, tylko mniej lub bardziej zgermanizowane.

Mnie jednak dziś zainteresowała jedna tylko: Gradice. Golensicezke.

Czy to Golęszyce? Ale miasto, gród czy całe terytorium plemienne ((pre)narodowe)? Golęszyce mieli mieszkać w Kotlinie Opawskiej, a wtedy nic się z niczym nie chce zgodzić. Czy to Racibórz, czy może całość terytorium, a może Holasovice — dziś wieś, ale zamieszkana od 4500 lat.

Darstellungen und Quellen zur schlesischen Geschichte. Bd. 3. Studien zur schlesischen Kirchengeschichte, Breslau 1907, s. 175 https://www.dbc.wroc.pl/dlibra/docmetadata?id=4979&from=publication

Może nauki historyczne są w stanie coś więcej wyinterpretować, a może już wyinterpretowały, tylko do mnie to nie dotarło. Trzeba zwrócić uwagę na sposób oddania brzmienia nosowego przez en. To też przyczynek do historii słowiańskich samogłosek nosowych, których lubią się współcześni Górnoślązacy (zwłaszcza z terenu wielkomiejskiego) wypierać. Nie takie to proste, wcale nie, jak piali lubelscy pieśniarze ostatniej ćwierci wieku XX.

Wreszcie pojąłem, dlaczego czterosylabowe łacińskie Vigilia stało się trzysylabowym staropolskim słowem Wilijá. Dwusylabowa Wilia [wil-ja] (jak [marja]) przez gardło mi przejść nie mogła, mimo że naukowy obiektywizm wymagałby odnotowania tego faktu.

Naukowy obiektywizm nie jest wszelako wymogiem radiowych gawęd z Panią Redaktor Wiolettą Gawlik-Janusz, uroczo zapowiadanych przez Pana Redaktora Pawła Sołtysika w piątkowe przedpołudnia w Radiu Kraków.

Zapraszam do przedwigilijnego posłuchania rozmowy o Wigilii (24 XII, pisanej przez W) i innych wigiliach, także całkiem w zasadzie świeckich.

O bogactwie wigilijnych zwyczajów zaś można rozprawiać nieskończenie. Zajrzyjmy dziś do notatki pewnego starca, zapisanej w roku 1818, dotyczącej Sulmierzyc, wówczas miasta w powiecie odolanowskim, a dziś w pow. krotoszyńskim (województwo wielkopolskie). Kolbergowi dziękczynienie za podjęcie trudu zgromadzenia tych opisów:

Vigilate et orate…

Spostrzeżenie dotyczące ortografii i wymowy. Wydaje mi się, że problemy z pisownią cząstki morfologicznej super z innymi elementami są powiązane z wymową. Mianowicie:

mamy pisać super łącznie, ale gdy tłumaczymy na polski napis z koszulki ze sklepu nadwyraz.com

to jak mówimy: jaką Ty masz suPERmoc czy superMOC?
Jeśli akcentujemy na PER, to pisownia łączna jest w pełni słuszna i akcent taki dowodzi, że mamy do czynienia z jednym wyrazem złożonym, akcentowanym, jak większość polskich rzeczowników, na przedostatniej sylabie. Jak kuCHENka czy meGAwat.
Jeśli akcentujemy MOC, to chyba podświadomie czujemy, że są to dwa wyrazy. I wtedy mniej dziwi, że niektórzy wbrew zaleceniom normy ortograficznej piszą super moc.

Te wahania ortograficzne nie dotyczą wszystkich jednostek leksykalnych z super. Nie ma kłopotów z fizycznymi superstrunami ani z politologicznym supermocarstwem, gdzie super znaczy ‘ponad’. Jest kłopot z supercenami superzabawą, w których to jednostkach super znaczy ‘bardzo dobry, świetny, ekstra’.

Mamy więc pewną chwiejność. Jedni forsują zdanie prof. E. Polańskiego, autora zasad pisowni opublikowanych w WSO PWN (zasady są autorskie czy „państwowe” — ktoś mi to kiedyś musi wyjaśnić) i korpusowo podbudowanym przekonaniem USJP PWN, że to jest nieco inaczej:

super- ‹łac. ‘nad’› «pierwszy człon wyrazów złożonych podkreślający najwyższy stopień (lub wykraczanie poza normę, poza zwykły stan), najwyższą jakość tego, co oznacza drugi człon złożenia, np. supernowoczesny, superfilm»

super ‹łac. ‘nad’› pot.
a) «nadzwyczajnie, znakomicie, świetnie; ekstra»:
Zrobiłeś to super.
Wyglądasz super w tej marynarce.
Na wakacjach było super.
b) «słowo używane dla podkreślenia intensywności jakiejś cechy; bardzo»:
Super gorący zespół szybko rozgrzewa publiczność.
super w użyciu przym. pot. «nadzwyczajny, niezwykły»:
To była naprawdę super okazja.

Kto kogo przekona? Na razie nie można pomijać milczeniem tego interpretacyjnego i pisownianego rozdwojenia.

Stylistyka codzienna to nowa seria, która będzie publikowana nie codziennie, ale od czasu do czasu. Człowiek czyta różne rzeczy, a o niektórych ku własnemu oświeceniu i dla pożytku społecznego warto może napisać.
Dziś komunikat Ochotniczej Straży Pożarnej z Gorzowa Śląskiego:

Najpierw tekst, potem komentarze

Około godz. 15:50 zostaliśmy zadysponowani do usunięcia niebezpiecznie pochylonego drzewa na drogą gminną w miejscowości Pawłowice. Po dojeździe na miejsce zdarzenia i przeprowadzeniu rozpoznania, stwierdzono że najprawdopodobniej w wyniku działania silnego wiatru oraz podmokłego terenu, doszło do przechylenia się drzewa nad jezdnię, co stwarzało bezpośrednie zagrożenie dla użytkowników drogi. [Źródło: Facebook]

W czym problem? Dlaczego pan stylista (a może stylistyk — coby odróżnić od np. Tomasza Jacykowa) czepia się poczciwych druhów z OSP, którzy robią dobrą robotę?

Pochyłe drzewo i składnia czasownika zadysponować

Chodzi o to, że w tekście o działaniach jednostki — napisanym stylem oficjalnym, urzędowym (młodzież mówi z angielsko-łacińska: formalnym) — jest:

„najprawdopodobniej w wyniku działania silnego wiatru oraz podmokłego terenu, doszło do przechylenia się drzewa nad jezdnię”.

Wiatr na pewno działał. Ale czy podmokły teren także działał? Użycie spójnika „i” sugeruje albo może sugerować, że tak, ale zwyczajne poczucie językowe, nie opierające się na wiedzy dotyczącej gleb i geodezji, mówi nam (mnie na pewno tak mówi), że grunt po prostu jakiś stale jest, a nie działa, choć bywa, że podłoże pracuje, ale to najczęściej w odniesieniu do budynków. Zatem drzewo stało na nieco (chyba) podmokłym gruncie. Całkiem podmokły grunt ten być nie mógł, skoro drzewo tuż obok utwardzonej drogi rosło.
Interpunkcja intuicyjna, występująca w cytowanym tekście, nie jest przedmiotem rozważań stylistycznych.
Cechą stylu urzędowego jest także predylekcja dla konstrukcji wielosłownych, nominalnych, czyli zapewne ktoś zadzwonił z informacją, że drzewo się przechyliło, ale w opisie na Facebooka doszło do przechylenia się drzewa. Jest w tym taki sens (albo i nie), ktoś powie, że drzewo też raczej nie ma własnej silnej woli, czyli przechyla się w wyniku oddziaływań lub zmiany sytuacji, a nie tak jak człowiek, który schyla się sam z własnej woli, żeby podnieść długopis na przykład.

Zadysponowany

Ten imiesłów przymiotnikowy wymaga zestawienia z paroma innymi, nowymi, przynajmniej w społecznym poczuciu językowym: zaopiekowanyzadaniowany. Pierwszy pojawił się w języku opiekunów osób chorych i niepełnosprawnych (z niepełnosprawnościami), drugi obecny był w żargonie komunistycznych służb specjalnych i żyje w publicystyce nawiązującej do tych mrocznych i kompromitujących zależności.
Gdy ktoś został zadysponowany, to znaczy, że ktoś inny, władny to uczynić, wydał dyspozycję, zadysponował, kazał coś zrobić.
Schemat dawniejszy (za SJPD i USJP) to zadysponować coś
Pobiegł zadysponować lando.
Zadysponowaliśmy gorącą kolację.
Czyli coś zostało zadysponowane (lando, kolacja).
Lub: zadysponować komuś (coś):
Dla pana redaktora — zadysponował chłopcu — polędwiczka (…)

Opisywaną sytuację strażaków w bardziej klasycznej polszczyźnie ujęto by, zdaje się, następująco: dyspozytor zadysponował (komu) jednostce (co) wyjazd. Lecz w obecnych czasach zadysponować (jednostkę, kogoś, strażaków) to wysłać.
Dziś około godziny 6:04 dyspozytor SKKP zadysponował jednostkę OSP Miłosław do płonącego auta na ulicy Słowackiego w Miłosławiu.
Jednostka została zadysponowana

Ten czasownik z nowym schematem składniowym warto było opisać trochę dokładniej. Tak to bywa, że jakieś stylistyczne mrowienie, poczucie, że coś jest inaczej niż zwykle, wynika zazwyczaj z faktycznej zmiany w języku.
Trzeba by zadysponować Dobry słownik do zgłębienia tej kwestii.

Co ja się mogę namądrzyć, skoro nie jestem Ślązakiem ani śpiewakiem? Ale jestem internetowym pisakiem (Czesakiem), z wykształcenia filologiem, więc pozwolę sobie nieco pohasać po temacie.
Zatem: jednym z głównych starszych źródeł jest zbiór Juliusa Rogera:

To piękny zabytek, ale nie wierny zapis dialektologiczny. Jest to interpretacja autora, redaktorów itd. Stąd najoczywistsze niezgodności ze śląską wymową, np. końcówka –ę w pierwszej osobie czasu teraźniejszego zamiast spodziewanego np. w Rybnickiem czy Lublinieckiem –a.

Dziś o nowym śpiewniku pt. Pieśni opolskiej ziemi. Publikacja jest związana z nieznanymi mi bliżej wykonaniami Grzegorza Płonki. Korektę gwarową wykonał Krystian Czech, zasłużony dyrektor ośrodka kultury w Łubnianach.
Zapisy pieśni nie prezentują jednolitego systemu gwarowego, lecz odwzorowują konwencje edytorskie wydań źródłowych, np. różnych zbiorów Adolfa Dygacza.

Trzecia osoba liczby mnogiej

— ó

Stojó jak maśnice,
gryfnie wyglóndajó,
ale w tańcu chopcó
po bótach deptajó,
tra la la tra la la,
po bótach deptajó.
Adolf Dygacz: Śpiewnik Opolski, 1956

— óm

Bijóm sie powstańcy do łopolskej góry,
A kule w nich siekóm, jak desc z groźnej chmury.

Adolf Dygacz: Pieśni powstańcze, 1997

— ó i óm w jednym tekście

Siedzó sobie na przipiecku
i łoboje grzejóm sie,
a dziadulo do babuli, a babula: he he he

Adolf Dygacz: „Pieśni ludowe miasta Katowic”, 1987

A najciekawsza jest

Najciekawsza jest śląska transkrypcja średniowiecznej pieśni o pośmiertnych losach duszy.

Ach, mój smutku ma żałości,
nie moga mieć wiadómości,
dzie mój piyrsy nocleg bandzie,
kiedy dusa z ciała wyjńdzie.


A w ziymicce, nie dzie indziyj,
piyrsy nocleg sobie snojda,
skoro z rana przed kościoły,
pozegnoł sie dusa z ciały.

Dusa z ciała wylejciała,
nie wiejdziała, dzie sióńć miała,
siadła na zielónej łónce,
płace załamuje rance.

Mojy ciało tak działało,
ze ło dusa nic nie dbało,
tera musa rzywnie płakać,
nie wia dzie mó sie podziołć.

Wysłaś biydnoł dusa z ciała,
boś sie dość naturbowała,
łopuść nyndze świata tego,
wnijdź do raju niebieskygo.

Jerzy Woronczak: Ze studiów nad rękopisem nr 2
Biblioteki Kapitulnej we Wrocławiu. „Sobótka”, 1948.

Nie radzą sobie edytorzy tego śpiewnika z opolskimi samogłoskami nosowymi.

Odnalazłem fragment filmowy — z komentarzami dotyczącymi gwary opolskiej i germanizmów. Słabe, ale nie tracę nadziei, że uda się usłyszeć śpiew tradycyjny lub zbliżony do najstarszych znanych nam przekazów. I że to on brzmieć będzie najmocniej i najlepiej.