Tak zwane warstwy wykształcone co najmniej do pierwszej wojny światowej patrzyły na lud z pewnym zdziwieniem, fascynacją lub obrzydzeniem, w zależności od tego. czy w modzie było bardziej przerzynanie panów piłą czy uczestnictwo w podnoszących na duchu przedstawieniach typu „Kościuszko pod Racławicami”.

Zawsze to jednak było patrzenie jak na obiekt, ba, okaz przyrodniczy, jak na „dzikich” przywożonych z Nowego Świata, jak na człowieka nieskażonego cywilizacją (naiwni russoiści), depozytariusza tego, co najszlachetniejsze, potencjalnego mordercę i codziennego złodzieja, współparafianina… Obiekt, więc gdy naukowo na świat patrzono, to i mierzyć chłopstwu głowy jęli antropologowie, a rysownicy i etnografowie z lubością szkicowali i fotografowali „typy” chłopskie.

Jak ten.

Kojarzy się z Winnetou? I słusznie, bo tak się kojarzyć miał. Źródło: książka do geografii sprzed stu lat.