W Sejmie Rzeczypospolitej Polskiej w latach ostatnich przesuwa się granicę tego, co dopuszczalne, a być może nawet tę granicę się likwiduje. Spoglądanie na posłów partii mających inny pogląd w rozmaitych sprawach polskich przeradza się we wrogość, a politycznym przeciwnikom odmawia się szacunku, zaprzecza ich godności i kwestionuje prawo do głoszenia poglądów, z którymi przyszli reprezentować swoich wyborców.

Nie chce mi się teraz sięgać do twitterowo-portalowych archiwów z cytatami, co się komu wypsnęło, a co który poseł lub posłanka powiedzieli komu jawnie, po cichu lub w twarz.

Przeciwnie, chcę pokazać, że w roku 1919 zgoła inaczej postrzegano kulturę dyskusji. Słowem niewłaściwym, za które marszałek Trąmpczyński upomniał posła Ignacego Daszyńskiego, było głupstwo. Tak, niepotrzebny wielokropek.

Polszczyzna parlamentarna ma skąd czerpać wzorce przyzwoitości i siły do naprawy.

Mariola Jakubowicz, krakowska slawistka, od lat eksploruje słowiańskie słownictwo i zarazem prześwietla pierwotne sposoby rozumienia nazw uczuć i samych tych uczyć. Kiedyś pisała o gniewie, a w słoweńskim czasopiśmie „Jezikoslovni zapiski” ukazał się właśnie jej tekst o rozumieniu ‘miłości’. Temat jest bogaty — w tekście nie omawia się polskiego rdzenia koch-, śląskiego prz- ani południowosłowiańskiego volj-, lecz ljub-lask-mil-.

Tekst artykułu (link)

Z porównania wynika, że psł. rdzenie *ljub– i *las– predestynowane były do oznaczenia miłości fizycznej, zaś *mil– przede wszystkim do uczucia. Pierwotna konotacja najlepiej zachowana jest w psł. *ljub-, które utrzymało semantykę związaną z upodobaniem, przyjemnością, a więc nawiązującą do pierwotnego znaczenia skupionego na dążeniu do realizacji swych pragnień.

Prawda, ile ciekawych treści kryje się w naszym słowiańskim Aj low ju?

Wszyscy znają jednego chyba polskiego etymologa: Aleksandra Brücknera, który najbardziej też gwałtownie etymologizował i gwiazdorzył, ale miał potencjał, którego mu zazdrościli językoznawcy mniemający, że są ścisłymi specjalistami.

Najniesłuszniej najmniej się mówi o Franciszku Sławskim, który wprawdzie słownika swojego, wydawanego zrazu jako popularny, pod egidą Towarzystwa Miłośników Języka Polskiego, nie skończył, lecz pokazał warsztat i czterdzieści lat powojennych jako naczelny, instytucjonalny etymolog działał. Słownik kończy się na haśle łżywy.

Nie spotkałem nigdy Andrzeja Bańkowskiego. Geniusz łączył on z sarkazmem, sobie wiadome skojarzenia wstawiał do etymologij, odbywał wycieczki do miejsc, których nazwy objaśniał, żeby uchwycić etymon wśród lasów, pagórów i rzecznych zakoli. Mam wrażenie, że w imię szczytnych wartości skrócono mu żywot polemikami i słownik (ESJP) mamy do litery R (wydanej w osobnym tomie po śmierci autora).

Wiesław Boryś postanowił i dokonał: jest autorem potężnego, kompetentnego współczesnego słownika etymologicznego. Mają z czym polemizować zwolennicy teoryj, które zbliżają formy rekonstruowane do wzorów chemicznych. Może oni mają rację, ale Borysia może czytać każdy zainteresowany pochodzeniem polskich słów. Profesor korzystał nie tylko ze wszelkich możliwych słowników (widywałem go przy pracy, gdy warsztaty nasze były usytuowane okno w okno), ale także z rękopiśmiennych kartotek gwarowych IJP PAN i wszelkich innych źródeł.

Witold Mańczak powiedział podczas uroczystych obchodów swoich dziewięćdziesiątych urodzin, że odczuwa konieczność napisania krótkiego słownika etymologicznego, który by uwzględniał w zadowalający dlań sposób całe życie propagowaną teorię o nieregularnym rozwoju fonetycznym uwarunkowanym frekwencją. Na załączonym fragmencie filmu nie za bardzo widać Jubilata i niewiele słychać, ale to na świadectwo, że słuchałem tej deklaracji.

I udało się! Słownik ten został ukończony, wkrótce potem zaś profesor Mańczak zmarł. Wydaniem zajął się niezmordowany prof. Leszek Bednarczuk.

Przeskok. W Rosji kilka lat temu zaczął się ukazywać obszerny, kilkutomowy słownik, którego autorem jest znawca m.in. języków syberyjskich Aleksandr Jewgieńjewicz Anikin. Warto wiedzieć, warto się zapoznawać z treścią nowego dzieła. Uwzględnia się tam także bogate i cyfryzujące się zbiory dialektalne rosyjskie, oczywiście też dokonania etymologów polskich. Jest już jedenaście tomów, obejmujących pierwsze cztery litery alfabetu:

Русский этимологический словарь
Вып. 1 (а — аяюшка) / ИРЯ РАН, Ин-т филологии СО РАН. — М.: Рукописные памятники Древней Руси, 2007. — 368 стр. ISBN 5-9551-0208-6.
Вып. 2 (б — бдынъ) / ИРЯ РАН, Ин-т филологии СО РАН. — М.: Рукописные памятники Древней Руси, 2008. — 336 стр. ISBN 978-9551-0265-8.
Вып. 3 (бе — болдыхать) / ИРЯ РАН, Ин-т филологии СО РАН — М.: Рукописные памятники Древней Руси, 2009. — 344 стр. ISBN 978-5-9551-0356-3.
Вып. 4 (боле — бтарь) / ИРЯ РАН, Ин-т филологии СО РАН. — М.: Знак, 2011. — 328 стр. ISBN 978-5-9551-0476-8.
Вып. 5 (буба I — вакштаф) / ИРЯ РАН, Ин-т филологии СО РАН. — М.: Знак, 2011. — 344 стр. ISBN 978-5-9551-0484-3.
Вып. 6 (вал I — вершок IV) / ИРЯ РАН, Ин-т филологии СО РАН. — М.: Рукописные памятники Древней Руси, 2012. — 368 стр. ISBN 978-5-9551-0583-3.
Вып. 7 (вершь I — вняться II). — М.: ИРЯ РАН, 2013. — 352 стр. ISBN 978-5-88744-087-3.
Вып. 8 (во I — вран). — М.: ИРЯ РАН, Ин-т филологии СО РАН, 2014. — 352 с. ISBN 978-5-88744-087-3.
Вып. 9 (врáндовать — галóп). — М.: ИРЯ РАН, Ин-т филологии СО РАН, 2015. — 383 с. ISBN 978-5-88744-087-3.
Вып. 10 (галочка I — глыча). — М.: Нестор-История, 2016. — 368 стр. ISBN 978-5-88744-087-3.
Вып. 11 (глюки — грайка). — М.: Нестор-История, 2017. — 368 стр. ISBN 978-5-4469-118-0.

Tak wygląda hasło biedrieniec, któremu odpowiada poniekąd polski fitonim biedrzeniec.

Anikin – biedrieniec

Nie jest to jednak na pewno ostatnie słowo słowiańskiej etymologii. Powodzenia, Uczeni.

Chodzi o naukowy tekst dr Donaty Ochmann pt. Czy fajny jest fajny?. Proszę, można go sobie przejrzeć, przeczytać lub ściągnąć.
Donata Ochmann, Czy fajny jest fajny (2014)
Artykuł został wydrukowany w roku 2014 w krakowskim czasopiśmie językoznawczym „LingVaria”. Niby niedawno, ale okazuje się, że język młodzieży naprawdę szybko się rozwija, jedne modne wyrazy porzuca, inne wydobywa albo z polszczyzny dawnej, albo nadaje słowom nowe znaczenia. Tak się dzieje w odniesieniu do wyrazów zacny, zacnie (wspominanych przez D. Ochmann), sztos (plus sztosiwo) i innych. Jakich? Może dowiem się od Czytelników.

Przede wszystkim nie wierzmy, że przysłówek fajnie należy tylko do polszczyzny mówionej, potocznej, młodzieżowej. Wystarczy zaglądnąć do dzisiejszego „Dziennika Polskiego”.

Ponadto pomyślmy chwilkę. Jeśli na używanie słowa fajny pomstowali dorośli już przed wojną, to — chwilka obliczeń — ta okropna ówczesna młodzież ma dziś koło 95 wiosen. Z pewnością w gronie koleżeńskim słowa tego używa jakby nigdy nic.