Zakończyła długi żywot Maria Rydlowa (26 II 1924 – 17 XII 2021). Redaktor Maria Rydlowa — w Krakowie tytuły do ludzi przyrastają zgrabnie. Jedynym moim kontaktem ze Zmarłą jest Jej książka Moje Bronowice, mój Kraków, wydana w 2013 r. przez Wydawnictwo Literackie. Doprawdy, byłby to skandal, gdyby trzeba było szukać innego wydawcy.

Autorka wspomnień łączyła dwie perspektywy i tradycje tego skupiska symbolicznej i realnej polskości, czyli Bronowic Małych — ściśle wiejską, gospodarską, włościańską, chłopską (i babską!) z miejską, literacką, inteligencką rodziny Rydlów. Niemało i prawdziwie znajdziemy w książce o niemalownicznym wieśniaczym życiu córki podwójciego Karola Trąbki i Stanisławy Trąbczyny ze Spyrlaków:

Wracaliśmy z Pietrkiem do domu późno, szczęśliwi po udanej zabawie. Matka, nie mogąc się na nas doczekać, nie mogąc doczekać się na ojca, który po pracy szedł na „ważne zebranie”, zmęczona, wpadała w pasję i zaczynała szukać kandziary. Kandziara to rodzaj dyscypliny, metrowa, z cienkiej skórki uszyta kiszka, wypchana włosiem. Skąd się u nas wzięła, nie wiem. Mama zazwyczaj nie mogła jej znaleźć, wtedy my chowaliśmy się za babcię, owijając się jej szeroką spódnicą, ciągnęliśmy ją w kąt izby, by zabezpieczyć tyły. Słyszeliśmy tylko głos babci: „Stasiu, dej spokój, bijesz mnie tylko tą kandziarą po plecach”. Niewiele przejmowaliśmy się karą. Kiedy mama odchodziła do pilnych prac wieczornych, chowaliśmy natychmiast kandziarę i z pewnego rodzaju żalem jedliśmy kolację i szliśmy spać. Mama pracowała za dwoje, bardzo dbała o dom, o nas. Upłynęło wiele lat, nim zrozumieliśmy, że można bardzo kochać i wymachiwać kandziarą. Wydawało nam się, że ojciec jest bardziej wyrozumiały. Był wyrozumiały, bo na co dzień mało w domu przebywał. Pogodny, towarzyski, lubił się napić, co, niestety, było główną przyczyną nieporozumień, a czasem awantur w domu. Najwięcej cierpieliśmy z powodu pasji społecznikowskiej ojca my, dzieci, i babcia.
Od nazwiska męskiego Trąbka w polszczyźnie standardowej tworzy się formę nazwiska żony Trąbczyna i córki Trąbczanka.

Cenne jest wspomnienie o znajomości z Józefą (pierwotnie Perel) Singer, identyfikowaną z Rachelą z Wesela Stanisława Wyspiańskiego. Życie człowieka jako postaci literackiej na pewno było trudne, o czym wiele powiedział Roman Brandstaetter w Ja jestem Żyd z „Wesela”. Józefa Singer przeżyła opisanie w narodowym dramacie, zmianę wyznania i środowiska, śmierć całej niemal rodziny, przejścia z warszawskimi szmalcownikami (czy komuś zostały opowiedziane?), wygnanie po powstaniu, przez obóz w Pruszkowie i pobyt we wsi Moczydło w gminie Książ Wielki (powiat Miechów), wreszcie powrót do Krakowa. W tym Krakowie musiała żyć jak duch, skoro w zasadzie o jej istnieniu nie wiedziano.

I jeszcze jedno wspomnienie Marii Rydlowej, inne niż Boyowa Plotka o „Weselu”, ale ważne, ciekawe, najpierw zamieszczone w „Bronowickich Zeszytach Historyczno-Literackich”, nr 27, wyd. Towarzystwo Przyjaciół Bronowic, Kraków, grudzień 2009. Ja cytuję z „Gazety Bronowickiej” nr 176–177 (wrzesień 2014), s. 21:

Któregoś ranka, gdy wychodziłam z domu na wykłady, zatrzymał mnie ojciec i zapytał, czy będę się widzieć z Pepą Singerówną. Na moje zapewnienie, że będę na Loretańskiej w południe, powiedział: „Powiedz Pepie, że umarł Antek Dzieża”. W południe zaszłam na Loretańską, bo właśnie malowałam z panną Józefą boazerię w kuchni, korzystając z nieobecności Mrożewskich. W czasie pracy przypomniałam sobie polecenie ojca. Pani Józefa na wiadomość o śmierci Antoniego Dzieży, gospodarza z Bronowic, mimo podeszłego wieku mężczyzny bardzo przystojnego, zapaliła nerwowo papierosa i podeszła do okna. Długo stała w oknie. Nie śmiałam przerwać milczenia. Po jakimś czasie pani Józefa wróciła do pracy. Wieczorem, po powrocie do domu, zapytałam ojca, co łączyło Józefę Singerównę z Antkiem Dzieżą, i dowiedziałam się, że oni się kochali, że ludzie wiedzieli o wielkiej miłości pięknej Żydówki i urodziwego parobka. Młodzi nie zdecydowali się na małżeństwo – za głęboka przepaść ich dzieliła…

I przytoczyła autorka wspomnienia fragment Wesela (scena 36, akt I):

POETA

Pani się kiedy zakocha
w chłopie….

RACHEL

Pan może wywróży.
Mam do chłopców pociąg duży,
lecz być musi ładny chłopiec.
Powrót, powrót do natury.

„Czyżby Wyspiański wiedział o tej miłości, może doszły go plotki, ludzie na wsi wiedzieli najwięcej. Nigdy nie słyszałam o tej miłości pani Józefy ani u Rydlów, ani u Tetmajerów” — skonstatowała Redaktor Rydlowa. Jeden z bronowskich (czy też bronowickich) Antonich Dzieżów zmarł na początku kwietnia roku 1951, choć czy jakaś prawda w tym wspomnieniu i domyśle się kryła, chyba nikt już dziś nie opowie.
Dlaczego o tym piszę? Bo ta śmierć oprócz oczywistego żalu za ludzkim istnieniem przywodzi na myśl fenomen pamięci indywidualnej, rodzinnej i zbiorowej. Odchodzi osoba żywo opowiadająca o kontekstach wydarzeń sprzed 120 lat — pozostaje wiedza i wrażliwość, zmagazynowane w książkach i drukach. Oraz wdzięczność.

Sam siebie nie kojarzę ze sportem, a jednak w pandemicznym roku 2020 doszło do mojego telefonicznego spotkania z Jerzym Chromikiem i nawet powstało kilka audycji, w których o języku sportu, sportowców i komentatorów mówili dziennikarze, a parę słów komentarza dorzucałem ja.
Jerzy Chromik zaś jako koordynator, inspirator, dobry duch, kopalnia pomysłów. Wygląda to jak jakaś litania, ale nic to. Dodam jeszcze: mistrz celnych pytań, wytrwały słuchacz. Te superlatywy nie mogą być czcze, skoro środowisko dziennikarskie nominowało go do nagrody imienia B. Tomaszewskiego. Nie ignoruję Michała Okońskiego, ale nie o nim jest ten tekst.

Żółta ramka z nominowanymi do nagrody komponuje się kolorystycznie z okładką książki wydanej przez wydawnictwo SQN pt. Remanent. Autor bardzo dynamicznie rozpoczął lata swe emerytalne. Poznajdował, posprawdzał i wybrał teksty ważne w historii polskiego sportu i sportowego dziennikarstwa, ujmujące niebanalnymi pytaniami, wrażliwością i dociekliwością. Zapowiada się trylogia.

Dla człowieka dysponującego tak szeroką niewiedzą co do kulisów sportu jak ja każdy tekst z tej książki to odkrywanie nowego świata. Bardzo ciekawe wywiady, przy okazji oddające atmosferę swoich czasów — pogrążonego w kryzysie i korupcyjnym zakłamaniu schyłkowego PRL, pełnego ludzi rwących się do wolności i tłamszonych przez świetnie ustawionych cwaniaków (nie tylko, nie tylko), lata późniejsze z sukcesami i kryzysami drużyn i poszczególnych zawodników…

Czego mi brakuje? Kto czytuje książki od końca, zgadnie od razu: indeksu nazwisk. Przyjemność czytania jest, ale gdyby się chciało z książki korzystać jako źródła wiedzy, szybkiego dostarczyciela ciekawych wspomnień i opinii o poszczególnych osobach, jest się pozbawionym pomocy poręcznego spisu. Ale to nie przeszkadza miłośnikom anegdot, zaś adeptom sportowego dziennikarstwa można radzić chłonięcie całości i robienie notatek.

Napisałem i Informator „Biblioteka Kraków” opublikował moją nową fiszkę — minifelieton językowy.

Archiwum Fiszek: https://www.arturczesak.pl/fiszki/

Zalecenia językowe czy cenzura?

Jutro druga niedziela adwentu, a ja o Christmas piszę? Takie czasy. Wszystko przyspiesza. Ale wcale nie jestem postępowy, gdy piszę o Christmas, bo jest to temat, który być może winien być przemilczany, jeśli nie chcemy nikogo urazić, jeśli chcemy komunikować się inkluzywnie.

Źródło: https://gospodarka.dziennik.pl/news/artykuly/8305310,ke-boze-narodzenie-homoseksualizm-bruksela-poradnik-jezykowy.html

Co ja na to?

Czyli mam nie widzieć światełek, choinek, pierników, mikołajów, reniferów, gwiazdek, bo to nowe tabu? He, gdybym chciał kogoś drażnić i epatować, tobym mówił: Święta Barbara, dziewica i męczennica, godzinki, Niepokalane Poczęcie, roraty. Ale nie mówię i nie poddaję tego pod publiczny osąd. Lecz jako wolny człowiek zastrzegam sobie prawo do wolnej autoekspresji.

Inkluzywność, którą mogę też nazwać wrażliwością, delikatnością, taktem, wyczuciem, odrzucaniem stereotypów, szacunkiem — tak. Ignorowanie rzeczywistości — nie. Poza tym takie instrukcje (tu link do tekstu z roku 2018) budują świadomość. Nie wszystkie propozycje takich gremiów, wsparte głosami uczonych, są dobre. Pomyślmy tylko: czy eufemizm przestaje wyodrębniać, a więc wskazywać jakąś cechę, przypominać o niej? A ja jestem włączającym (do lepszego towarzystwa) czy włączanym (pariasem, ale nie będziemy tego tak nazywać)? Samo istnienie takich instrukcji może w kimś wywoływać poczucie, że jeśli nie jest w gronie autorów i adresatów (przedstawicieli „władzy”), to już jest obiektem specjalnej troski, co wcale nie poprawia nastroju i samooceny, a może nawet je dezobiektywizuje.

Autorka pisze w autobiograficznym wstępie Moje życie (z polszczyzną), że kolega z grupy VII na I roku polonistyki Andrzej Romanowski składał Jej najlepsze życzenia „z okazji rocznicy śmierci Mickiewicza”. To dobre życzenia, bo wyliczanie lat młodej, energicznej, otwartej na nowe pomysły Badaczce nie ma sensu. Ważne, że z okazji jakiejś tam cezury zgromadzono (redakcja: Monika Buława, Barbara Grabka, Renata Kucharzyk) i wydano (Instytut Języka Polskiego PAN w serii Prace IJP PAN, nr 162) książkę Anny Tyrpy Pół wieku z polszczyzną (Kraków 2021).

Treść

W książce oprócz wspomnianego wstępu pomieszczono Bibliografię prac Anny Tyrpy, która swego czasu podpisywała się Anna Krawczyk oraz Anna Krawczyk-Tyrpa, Wykaz prac napisanych pod kierunkiem Anny Tyrpy, odredakcyjne objaśnienia i 36 artykułów zgrupowanych w czterech działach, zajmujących Badaczkę: I. Tabu i eufemizmy, II. Stereotypy etniczne i etnonimy, III. Religia w gwarach, IV. Język polskich powieści:

I. TABU I EUFEMIZMY
Bestia, czyli o pewnym tabu i eufemizmach w gwarach … 49
Tabu językowe w czasie i przestrzeni. Przegląd problematyki … 61
Tabu językowe a polisemia i homonimia … 77
Akt mowy a ludowe zakazy językowe … 87
Imiona zakazane i unikane … 97
O eufemizmach w pieśniach ludowych … 111
Losy słowa tabu w Polsce (od encyklopedii Orgelbranda do prasy popularnej … 123
Polski wkład w badanie tabu językowego … 133
II. STEREOTYPY ETNICZNE I ETNONIMY
Holenderscy osadnicy, niemieccy sąsiedzi i inne narody w oczach Pomorzan (świadectwa językowe) … 145
Pieśni ludowe jako dokument kontaktów Ślązaków z cudzoziemcami i obcymi krajami … 159
Kontakty dawnych Polaków z innymi nacjami odbite w leksyce, frazeologii i przysłowiach … 187
Etnocentryczne widzenie obcych w polszczyźnie ludowej … 197
Losy etnonimu Mazur … 213
Apelatywizacja etnonimów … 231
Obraz cudzoziemców w małopolskich pieśniach ludowych … 241
Wizerunek cudzoziemek w polskich dialektach i folklorze … 255
Regionalne uwarunkowania stereotypów etnicznych … 265
Litwa i Litwini w języku polskim … 77
O badaniu ludowych stereotypów etnicznych … 291
Ludowy wizerunek Niemca w języku polskim i rumuńskim … 303
Polskie choronimy i etnonimy ludowe … 321
Stereotypy etniczne w różnych językach — narodowe? Międzynarodowe? Uniwersalne? … 349
Polska i Polacy w zwierciadle gwarowym … 361
Ku Niepodległej. Polacy i zaborcy we wspomnieniach z I wojny światowej … 375
Etnonimy i stereotypy narodowe we wspomnieniach z I wojny światowej 391
III. RELIGIA W GWARACH
Gwary a religia 417
Chłopi polscy o Kościołach chrześcijańskich … 425
Siedem sakramentów świętych w gwarach polskich …. 439
IV. JĘZYK POLSKICH POWIEŚCI
Frazeologia w powieści Tadeusza Nowaka „Diabły” … 463
Różowo-szare igraszki Michała Choromańskiego … 475
Choromański, Korzybski i staropolszczyzna … 489
Odmiany regionalne polszczyzny w twórczości Michała Choromańskiego … 499
Źródła reproduktów w powieściach Moniki Szwai … 507
Globalizacja odbita w zwierciadle obnoszonym po gościńcu … 529
Polska literatura piękna źródłem reproduktów w powieściach Małgorzaty Musierowicz … 543
Współczesne powieści polskie łącznikiem między dawnymi i młodszymi laty (rocznicowe przypomnienie Henryka Sienkiewicza) … 563

Pochwały i kwęknięcia

Chwalę tekst nowy, czyli autorski rys życia rodzinnego i naukowego, z uroczymi zdjęciami z archiwum Hani — tu się przyznam, że kilka lat wspólnie pracowaliśmy nad Słownikiem gwar polskich w Instytucie Języka Polskiego PAN. Były to bardzo cenne lata, także dzięki życzliwości Jubilatki.
Chwalę świetny pomysł zgromadzenia rozproszonych w wielu czasopismach i tomach zbiorowych prac Autorki, aktywnej w kilku ośrodkach naukowych: Kraków, Bydgoszcz, Lublin, Kielce, Warszawa, Tarnów, i mającej kontakty w większości pozostałych.
Jako poszukiwacz źródeł frazeologizmów, powiedzeń i słów, czemu daję wyraz m.in. w cyklu Wyczesane rozmowy w Radu Kraków, rad bym w tym tomie widział tekst Zapędzić kogo w kozi róg opublikowany w 1980 r. na łamach pisma „Makedonski Jazik”. Być może jakiś dział tekstów poświęconych frazeologii i frazematyce byłby wskazany, bo gdy kończyłem studia, nazwisko Krawczyk-Tyrpa kojarzyłem wyłącznie z klasyczną obszerną monografią Frazeologia somatyczna w gwarach polskich (1987) i pionierskim artykułem Co wiemy o frazeologii gwarowej (1985). Problematykę tę Autorka wciąż zgłębia, czego świadectwem jest tekst Co wiemy o frazeologii gwarowej w 2015 roku?, opublikowany w tomie Słowiańska frazeologia gwarowa (red. M. Rak, K. Sikora, 2016). Te narzekania najlepiej ukoiłby po prostu osobny zbiór tekstów A. Tyrpy poświęconych frazeologii.
I jeszcze jedno: w badaniach nad leksyką i frazeologią nieocenione są indeksy. W książce jest indeks nazwisk, ale w wyborach prac językoznawczych mile widziany byłby indeks wyrazowy, w omawianym przypadku wyrazów gwarowych, nazw etnicznych i regionalnych, frazemów i ich komponentów.


Zamknąwszy książkę…

Zamknąwszy książkę, widzimy tylną stronę okładki z autobiograficznym tekstem napisanym fonetycznie. Jest to zarazem świadectwo bliskości ze źródłami, z materiałem gwarowym zgromadzonym w nieocenionej Kartotece SGP PAN, którą Anna Tyrpa nie raz i pod różnymi kątami przejrzała, i żmudnej pracy dydaktycznej z młodzieżą polonistyczną.

Projekt okładki: Weronika Tyrpa, Wawrzyniec Tyrpa. Brawo!
Zapis spółgłosek wargowych miękkich nie w pełni konsekwentny; jest też literówka, ale dajmy spokój.

Mówiłem sobie: nie kupuj, to za mądre. Miałem rację.

I jeszcze przypisy są na końcu, a nie na dole strony oraz indeks bardzo sofisticated, ale przydatny, mieszający ludzi, miejsca i instytucje. Bo też i książka jest o miksie idei, gustów, o władzy politycznej i finansowej, o inteligenckich fantazmatach i fanaberiach. Przecież ja mało nie imploduję, gdy słyszę słowo świątek, mam kłopoty z pojęciem ludowości, przeżuwam branżowe słowo ludowizna.

Uwikłania, nadinterpretacje, pieniądze

Autorka pisze o modzie na sztukę ludową, ideowych konstruktach, wprzęganiu sztuki i artystów w politykę państwa, w dyskurs dizajnerów i innych wizjonerów, tudzież kolekcjonerów, badaczy, naciągaczy, muzealników i cyników.

Jest też niemało o zmianach kontekstu historycznego, presjach ideologicznych, marzeniach, estetyzacji, kompleksach, o płynnym (?) przejściu przedwojennych pracowników propagandy sztuki do grona uprawiających sztukę propagandy, choć nikt, ale to nikt tak o tym nie myśli, bo każdy był niezależny i przede wszystkim miał na względzie wartość artystyczną i wolność ekspresji. Jest i o ludowych twórcach, różnych i różnie. Lipnicki Karol Wójciak (Heródek) tylko wspomniany, jako jeden z tych, co sprawiali kłopoty interpretacyjne, bo czymże był i co robił, skoro autentycznych twórców ludowych i takiejże sztuki już nie było, a on był i tworzył?

Jest też i o koniakowskich koronkowych stringach. Są stringi i koronki, będzie też terminologiczna kontrowersja. Autorka napisała o koniakowiankach:

W czasie II wojny światowej wyroby Goralenvolku, skupowane przez starostwo w Cieszynie, były chętnie kupowane przez Niemców, a góralki wyspecjalizowały się w wieczorowych sukniach z czarnych nici (s. 322)

Nieadekwatne użycie terminu spoza etnodizajnu i historii sztuki, nie pochwalam.

Święty Wawrzyniec, diakon, męczennik — na półce w Muzeum im. Władysława Orkana w Rabce

Ja wiedziałem, że tak będzie. Odpadłem, wszak to nie moja dziedzina, a ja nie jestem wrażliwy na prymityw, bo mam prymitywną wrażliwość. Książkę odkładam na półkę na czas lepszy lub gorszy, bo jest (od)ważna i śmiała. Śmiałym zaś szczęście sprzyja.

Będzie dyskusja

Jutro będą o tej książce dyskutować w jednym z pałaców na krakowskim Rynku:
http://miastoliteratury.pl/o-naturze-ludu-dyskusja-wokol-ksiazki-ewy-klekot-klopoty-ze-sztuka-ludowa/

Środa, 27 października 2021 r., godzina 18:00
Pałac Potockich przy Rynku Głównym 20 w Krakowie
Udział w spotkaniu jest darmowy, jednak przed wybraniem się na nie prosimy o pobranie bezpłatnej wejściówki na stronie https://kbfbilety.krakow.pl/

Spotkanie będziemy transmitować na Facebooku, na profilach Muzeum Etnograficznego w Krakowiewydawnictwa słowo/obraz terytoriaPałacu Potockich oraz Krakowa Miasta Literatury UNESCO.  Nagrania będą dostępne na YouTube krakowskiego Muzeum Etnograficznego  oraz Fundacji Terytoria Książki.

Specyficzne czasowniki, w których rdzeniach są zaimki, np. on, ten. Sebastian Żurowski przypomniał, że Kazimierz Nitsch chciał nazwać je zasłówkami. Temat podsunął redaktor Paweł Sołtysik, znawca wielu odmian polszczyzny, w tym podkrakowskiej, gdzie funkcjonuje czasownik torobić, w którym to zastępuje właściwą nazwę czynności. Można oczywiście dokładać przedrostki, dzięki czemu powstają śliczne formacje: (aleś) dotorobił, wytorobiony. Znaczenia są kontekstowe, niekiedy eufemistyczne. Proszę posłuchać, com tam opowiadał, wraz z fragmentem o chromoleniu z teatrzyku Eterek Jeremiego Przybory.

A na Orawie

Na Orawie, jak wiadomo, wszystko musi się nazywać, i to inaczej niż gdzie indziej (leksykalne prawo Kąsia, wersja syntetyczna). Tam więc jest czasownik tyntorobić i jego derywaty. Oto przykład ze Słownika gwary orawskiej J. Kąsia (wyd. 2, Kraków: Księgarnia Akademicka, 2011, t. 2, s. 514):

Podstawa zaimkowa: tynto(ć) ‘ten to’

Józef Spytkowski z Kaszowa

Informację o tych czasownikach filologia polska zawdzięcza literaturoznawcy, Józefowi Spytkowskiemu, pochodzącemu z Kaszowa, położonego na zachód od Liszek, które są na zachód od Krakowa, ale to wszyscy wiedzą. Audycja w Radiu Kraków została nadana dzień po urodzinach niekonformistycznego filologa (13 X 1907 – 3 X 1968). Fragmenty językowych wspomnień z rodzinnego domu i miejscowości, ciekawe dla miłośników języka polskiego, opublikowano na łamach organu TMJP.

Ale wysławianie się na wsi nie należało do zadań łatwych. Znaliśmy ludzi starszych, którzy zdania jednego porządnie nie potrafili sklecić. Ludzie o mniejszej sprawności językowej, ci którzy na prędce nie mogli znaleźć dobitnego słowa, nie mogli, czy też przez lenistwo myśli nie umieli nazwać zwyczajnej czynności, takiej jak np. wyjąć, wydłubać, wywlec — lecz posługiwali się uniwersalnym słowem: wytorobić, przytorobić w sensie ‘przypiąć, przyłatać, przykręcić, przytroczyć itp.’ lub też roztorobić w sensie ‘rozmieszać, rozrzucić, rozsunąć, rozłożyć’.
Podobnie uniwersalnymi słowami dla nich było wyonacyć — używane w sensie ‘wymyć, wyczyścić, wywrócić, wyobracać, obrócić’, wreszcie ‘wykantować’; i dotorobić ‘dołączyć coś do czegoś, dokleić, dokręcić’.
Torobić oznaczało czynność nie prostą, lecz skomplikowaną. Wytorobić tam zwłaszcza było używane, gdzie czynności same były znane, tylko nazewnictwo szczegółowe tych czynności nie istniało lub było w powijakach. Wtedy to ludzie nieobyci z tą czynnością używali tego uniwersalnego słowa torobić, więc: odtorobić ‘odkręcić korek’, dotorobić ‘doprawić, dorobić’, wtorobić ‘włożyć, wkręcić, wetknąć’, a więc nie czynność wkładania, lecz ruchy bardziej skomplikowane, gdy proste czynności określano wrazić, wstawićten tego. Młodsi mieli słówko wytentygować, przytentygować, dotentegować, odtentegować.

Józef Spytkowski, Folklor podkrakowski w moich wspomnieniach, „Język Polski” LIII: 1973, z. 1, s. 54

Bolesne, poddane (auto)cenzurze wspomnienie Henryka Markiewicza w Pamiętniku Literackim o mistrzu filologicznego fachu, ale przedwcześnie zgasłym. W bliższych nam czasach mógł pisać i napisał Tadeusz Ulewicz w Złotej księdze Wydziału Filologicznego UJ o związku J. Spytkowskiego z PSL, redagowaniu „Piasta”, przesłuchaniach przez UB, nawet pobiciu. Był co najmniej raz zatrzymany na noc, jak informuje dostępna w Internecie notka sporządzona przez krakowski IPN o rozpracowywaniu uczonego.

Dr Józef Spytkowski. RIP

Przyzwyczaili się krakowscy czytelnicy, że Doktor Grodziska ciekawie i pięknie opowiada o zmarłych, w zdyscyplinowany sposób opisując finał ziemskich wędrówek, czyli cmentarz i kwaterę. A tu niespodzianka.

Dwóch PT. niezawodowych blurbopisarzy — Jacek Purchla i Bronisław Maj — zachęca, niepotrzebnie, do przeczytania tej książki. Zwracają uwagę na syntezę wiedzy z oryginalną wyobraźnią i siłą kreacji.

Wołek

https://wawel.krakow.pl/lapidarium Wołek znaleziony w północnej części wzgórza, w fundamentach wieży z X wieku.

Kilka czytelniczych wrażeń

Wspaniałe połączenie indywidualnego postrzegania świata (znaczy się: Krakowa) połączone zostało z erudycją Autorki, która roztacza narracyjny czar nad Krakowem widzianym od dębnickiej strony (a w godzinach pracy z gmachu Akademii przy ul. Sławkowskiej). To próba znalezienia wspólnego opisu wszystkich opowiadań znajdujących się w wydanej właśnie przez Austerię książki pt. Ptaszy ludzie i inne opowiadania.
Okruch wspomnień, ślad w pamięci, miejsce — i nagle przeszłość łączy się z dawnymi dziejami. Nie będę się silił na streszczanie opowieści i wątków. Wśród miejsc będących tłem opowieści o ludziach warto jednakże wskazać także Tyniec i bród od strony Piekar.
Osobno trzeba wspomnieć dar spojrzenia na postaci najzwyklejszych na pozór przechodniów i niezbyt dobrze znanych sąsiadów. Pióro Karoliny Grodziskiej (narratorka jest dyskretna, a zarazem obecna) zdziera z nich zasłonę zwykłości (proszę wybaczyć moją wysiloną metaforę), typowe losy okazują się niezwykłe.
Z drugiej zaś strony zupełnie prawdopodobnie wyglądają spotkania z istotami nie całkiem materialnymi. Wiślane panny przy obetonowanych wałach? Ależ oczywiście.

A wołek

Wołek mnie zachwycił. Pierwsze opowiadanie jest krakowską Starą baśnią, jest tchnięciem narracji w archeologiczne znalezisko, wczuciem się w mentalność krakowian sprzed jedenastu wieków. To opowiadanie powinno natychmiast trafić do szkolnych czytanek, właśnie dziś, gdy się w czasie pokoju (bezwojnia) i ładu walą światopoglądowe i społeczne struktury. Ileż można wyciągnąć z niedawno przeze mnie wspominanej notki o księciu silnym wielce! Nic więcej nie powiem. Zachęcam do dobrej literatury w niezwykłej scenerii.

Czy to eskapizm, czy to ucieczka, czy to porażka, czy zwycięski przełom? Zawsze tak było, że pośród zamętu ktoś tworzył sztukę. W Polsce pod koniec wieku XIV zaczynał się nowy czas — po ślubie Jadwigi z Jagiełłą. Polskojęzycznej literatury nie było wiele, choć kochamy te ułomki.
W Anglii wówczas powstały wyrafinowane, kunsztowne Canterbury Tales.

Jarek Zawadzki wykonał. Biblioteka Śląska wydała. Zimą czytać, choćby przy świecy. Taki jest plan.
Chwała Filologii.
Więcej na stronie Tłumacza.

Ten słownik podarował mi stryj. Otworzył mi oczy na kulturę (mity nieźle propagowała szkoła), pokazał mi powiązania między odległymi na pozór sprawami, obecność wątków z tradycji w dziełach masowych i z racji swej „niskości” i popularności pomijanych przez twórców kanonów.

Z tekstu Teresy Kruszony o słownikach, wyborcza.pl, 1.09.2021

Nie w pełni się zgadzam z tezą, że redaktorzy muszą być obstawieni mnóstwem słowników i poradników językowych, co samym tytułem tekstu nakazywała Teresa Kruszona: Kłosińska, Bralczyk, Kopaliński, Markowski. Słowniki i poradniki językowe, które trzeba mieć. Z takiej mnogości koniecznych na półce słowników trochę się podśmiewał na blogu Dobrego słownika Łukasz Szałkiewicz w dość popularnym wpisie 7 faktów o słownikach, o których nie powie Ci wydawca, uświadamiając przy okazji czytelnikom na przykład to, że słowników nie piszą nazwiska wymienione na okładce. Jesteśmy za wielofunkcyjnością słownika i poradni językowej, więc ją robimy.
Autorka artykułu w Słówkach (magazyn „Gazety Wyborczej” o języku — nie umiem się połapać, które teksty ukazują się w wersji papierowej, a które tylko w Internecie) pisze o Słowniku mitów i tradycji kultury jako najbardziej przez siebie lubianym:

Moim zdaniem to nie jest tylko słownik, jak głosi tytuł, ale także książka do czytania. Kiedy znajdę szukane hasło i przeczytam je do końca, autor odsyła mnie do haseł powiązanych, więc szybko przerzucam strony (a jest ich w sumie 1510) i czytam hasło powiązane, na końcu którego autor odsyła mnie do kolejnego powiązanego, to znowu czytam, i znowu. Trudno się oderwać.

Z tym zgadzam się w pełni. Autor słownika, który pisał pod pseudonimem Kopaliński, a żył pod przybranym nazwiskiem Stefczyk, Jan Sterling, był niepospolitym erudytą. Doświadczenia życiowe i lekturowe owocowały do końca jego stuletniego życia (1907–2007). Młodzieży studenckiej, z którą wykładowcy popadają w konflikty (typu: jak to, nie pamiętają państwo reklamy proszku Pollena z hasłem „Ociec, prać?”; nie wiedzą państwo, kto to hunwejbin?!; nazwa „bikini”, jak wiadomo pochodzi od słynnego atolu, gdzie…), polecam inny słownik — sumujący to, co zdaniem Kopalińskiego warte było do WSPÓLNEGO zapamiętania z wieku XX: Słownik wydarzeń, pojęć i legend XX wieku.

Pierwsze wydanie: 1999

W natłoku dokumentacji, w morzu faktów znaczenia nabiera dar wyboru i syntezy, może największy talent Władysława Kopalińskiego. Wpis ten publikuję w czternastą rocznicę śmierci Redaktora.

Nie skanowałem z najnowszego numeru miesięcznika „Kraków” nic oprócz okładki, nawet spisu treści ponieważ można by się pogubić w bogactwie, a nie o to chodzi. Zachęcam do kupienia i przeczytania. Na początek jesieni, miesiąca, roku akademickiego i na weekendowy wieczór w lektura w sam raz. 

O jak ciekawych postaciach życia współczesnego i dawnego tam piszą! Można czytać i dumać, że Kraków jest nie tylko miastem i nie tylko mitem, ale też sposobem bycia, myślenia, przeżywania życia i kontemplowania przestrzeni.

Artykuł wstępny o „awarii świata” napisał Adam Daniel Rotfeld — człowiek, który przeżył nie awarię, lecz katastrofę domu, bezpiecznej przestrzeni, zmianę otoczenia i języka;  współcześnie to mędrzec i mistrz budowania pomostów między narodami za pomocą dialogu między ludźmi.

Spośród postaci o znaczeniu ogólnopolskim trzeba wymienić laureata medalu „Za mądrość obywatelską” Adama Bodnara. Dobrze wiedzieć, że wciąż za mało znany miesięcznik społeczno-kulturalny „Kraków” chce wyróżniać i wyróżnia w tak ważnej dziedzinie. Nie neguję działań, ale nagradza mądrość.

Ponieważ znajduję się w dzielnicy VIII miasta Krakowa Dębniki, miło mi czytać o Konstantym Krumłowskim, oglądać ciekawe budynki po dębnickiej stronie Wisły i cieszyć się ładnym tekstem napisanym przez redaktora naczelnego o Autorze niedawno wydanego spacerownika po Dębnikach i nie tylko — Krzysztofie Jakubowskim. Nieskromnie zaznaczę, że ja ten spacerownik chwaliłem już jakiś czas temu, ale wiadomo, że cykl produkcyjny miesięcznika trwa dłużej niż miesiąc, więc nie ma w tym żadnego uchybienia. Spacerownikiem można się cieszyć o każdej porze roku.