by Artur Czesak·Możliwość komentowania Kraków fascynujący; piórem Michała Kozioła została wyłączona
Trzymam w ręce świeżo wydaną książkę Michała Kozioła Kraków wczoraj i przedwczoraj. Czytając pełne ciekawych szczegółów urocze minigawędy, tworzące większą całość, słyszę ciepły głos Autora. Gdyby ktoś Go nie znał, to kim On jest? Definiuje go dla wielu z nas przynależność do elitarnej i fascynującej gildii krakauerologów.
Zebrane są w tej książce i pogrupowane tematycznie teksty ukazujące się w dwutygodniku miejskim krakow.pl. Proponuję następujący model lektury: zaczynamy na dowolnej stronie i nie możemy się oderwać, a gdy trafimy na początek książki, o wartości Krakowa jako opowieści i o poznawczych walorach zebranych tekstów zapewniają nas sympatyczne wstępy: Prezydenta Stołecznego Królewskiego Miasta Krakowa prof. dr. hab. Jacka Majchrowskiego i Dyrektora Muzeum Krakowa dr. Michała Niezabitowskiego.
Zdjęcie na okładce daje przedsmak lekturowych radości. Miejsce znane, a jednak tak inne. Wskakujmy w nurt narracji.
by Artur Czesak·Możliwość komentowania Na rozkurz. Wyczesane rozmowy została wyłączona
Oj, zdarza się człowiekowi nie tylko w młodości udzielenie sobie pozwolenia, żeby zaszaleć, a nawet przewidzenie z góry jakiejś kwoty na roztrwonienie, roztyrmanienie, rozpuszczenie, słowem: na rozkurz. Słowo wzięło się z praktyki, a wizerunek młyna ma związek z pochodzeniem rozkurzu. Zapraszam do posłuchania Wyczesanych rozmów z red. Anną Piekarczyk, z którą rozmowa to rozkosz. I stąd fonetyczno-semantyczny odlot.
Rozkurz to strata, na którą z góry się godzimy.
W audycji pojawia się ważny tom prozy i poezji Mirona Białoszewskiego Rozkurz, którego genezę przytoczyła Małgorzata Łukasiewicz w „Znaku” z roku 2009, w kontekście robienia słoików, to jest robienia przetworów i pakowania ich w słoiki:
Bo nie można wiedzieć, które słoiki zostaną otwarte ani kiedy to nastąpi, nie wiadomo, co stanie się z resztą, nie wiadomo, kim będą ci wybrani ani ilu ich będzie. Jakby nie chodziło o przetwory w słoikach, ale o listy desperacko rzucane w zalakowanych butelkach do morza. Wskutek tego i pytanie nabiera nagle głębszej i odległej od praktycznych działań wymowy. Po co się tyle tego robi, czy warto aż tak się wysilać, skoro znaczna część z konieczności pójdzie na zmarnowanie? Po co pisać wiersze, komponować symfonie, dobierać farby z palety, jeśli nie wiadomo, czy kiedykolwiek do kogokolwiek to dotrze? Ostatnie słowo w tej sprawie niech ma Białoszewski, we fragmencie z tomu Rozkurz: „– ale ty nie piszesz na rozkurz – zakończył jakąś kwestię Le. Spodobało mi się to określenie. Jednak »nie na rozkurz« za długie na tytuł. I tak by się mówiło »Rozkurz«”.
by Artur Czesak·Możliwość komentowania Nie przelewki i niepeć. Wyczesane rozmowy została wyłączona
Sprawa jest poważniejsza niż rozważanie, czy to, co się przelewa ponad krawędź, nazwać przelewką czy przelewkiem. Dziś w Radiu Kraków z Anną Piekarczyk nad tym chwilę podumaliśmy, a Rozmówczyni moja wskazała na związek przelewek, przekwintów według Knapiusza jezuity, z tym, że się komuś nie przelewa. Zapraszam do posłuchania.
Przy okazji fragment przypowieści Adama z Czahrowa Czahrowskiego, żołnierza i poety, o wojnie
O nie przelewki pisała nie tak dawno Agnieszka Piela, a o nie peć (zapisanym osobno) — Władysław Lubaś w 1963. W programie na żywo nie zawsze wystarcza refleksu, żeby wspomnieć stan badań.
Pytanie dokumentacyjne: NIEPEĆ
Kto słyszał (i w jakim regionie): widzi, że niepeć ‘niebezpieczeństwo, kłopot, tarapaty; nie żarty, nie przelewki’. Proszę mejlować lub fejsbukować. Z góry dziękuję.
by Artur Czesak·Możliwość komentowania Redaktor jest potrzebny została wyłączona
Proszę nie sądzić, że wchodzę w buty profesora Henryka Markiewicza, który w swoich zapiskach, dopowiedzeniach czy w dziale camera obscura publikowanym, jeśli dobrze pamiętam, w „Dekadzie Literackiej” (a wcześniej w „Przekroju”?) wytykał rozmaite błędy, uchybienia, pomyłki, zazwyczaj niebanalne pojawiające się w publikacjach literackich i naukowych. Sam zresztą też nie był nieomylny: proszę zajrzeć do znakomitego jak zwykle wpisu w blogu Kompromitacje. Nie sam sprawę odkryłem, ale chcę ją opisać jako przypadek dydaktyczny, ważny ze względu na sprawę ogólniejszą, na proces, za przeproszeniem, produkcji książki.
Odkrycie Zbigniewa Rokity
Jeden z ciekawszych dających nam wgląd w sposób powstawania książki w wieku XXI przykładów znajdujemy w niedawno wydanej osobistej, a zarazem śląskoznawczej publikacji Zbigniewa Rokity Kajś. Autor opisuje, jak miejscowość Richtersdorf zmieniała swoje nazwy, jak stała się Wójtową Wsią i jak nagle zaskoczył go fragment Dracha, powieści tak znakomicie przecież udokumentowanej i dbającej o prawdę regionalną, materialną, o detale opisywanych przedmiotów czy procesów.
Wójt Richter został ocenzurowany natychmiast po II wojnie. Powojenna nazwa nawiązuje do niego, ale dyskretnie, jest ukryty, ale tuż pod powierzchnią, wspomniany, jednak niezupełnie. Ulice poniemieckiego Śląska roją się od zakonspirowanych wójtów, wójtów wyklętych, trucheł, które ledwo przysypano. Gdy w Drachu Szczepana Twardocha Josef Magnor, idąc z gliwickiego dworca, zbliżał się do mojego rodzinnego domu, coraz bardziej wstrzymywałem dech: Wilhelmstrasse, Ring, Teuchertstrasse, Ostropka i nagle… Gillnersdorf. A powinno być Richtersdorf. Piszę do autora. Odpowiada: „To głupi błąd — jeden z bohaterów pierwotnie nazywał się Richter, potem, o ile pamiętam, zmieniłem mu nazwisko na Gillner i zrobiłem to automatem w moim programie — i jak widać program zmienił również niemiecką nazwę Wójtowej Wsi”. (Z. Rokita, Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku, Wołowiec: Wydawnictwo Czarne, 2020, s. 70–71)
A jednak chochlik drukarski z kaszt zecerskich przeniósł się do programów pisarskich koordynujących wątki fabularne, losy bohaterów, do kombajnów zarządzających treścią. Błąd ten przeszedł również w edycji śląskiej Dracha, bo tłumacz jest tylko tłumaczem (i że akurat jest z Bytomia, redaktor z Rybnika, korektor z Siemianowic), topografii wędrówki bohatera nie miał tak dobrze utrwalonej jak czytelnik Z. Rokita.
Josef dopijŏ, płaci i idzie dalij. Rynek. Uliczkami Starego Miasta doszoł na Teuchertstraße. Wszyjsko znōme. Idzie pōmału, mijŏ piykne panie i kobiyty ôblyczōne po chopsku, piykne panie ôsprawiajom po niymiecku, a chopiōnki niy. (…) Mijŏ małõ kasarniã ôd ułanōw, urzōnd ôd landrata, kasarniã ôd regimyntu infanteryje, przi kerym sużōł, mijŏ Proviantamt, przekrŏczŏ most nad Ostropkōm i wychodzi w Gillnersdorf, ôstawiŏ za sobōm wynośny kōmin ôd cegelnie i idzie dalij. (Szczepōn Twardoch, Drach, edycyjŏ ślōnskŏ, przekłŏd Grzegorz Kulik, Kraków: Wydawnictwo Literackie, 2018, s. 25)
by Artur Czesak·Możliwość komentowania Bodaj się tacy na kamieniu rodzili! Wyczesane rozmowy została wyłączona
Właściwie najważniejsze dziś, w Sylwestra, są fragmenty wstępne: o do siego roku(kolejny argument przeciwko pochodzeniu od śp. Dosi), o której mówiłem pięć lat temu w Radiu Kraków. Życzyłoby się Dosinych lat czy Dosinego wieku, ale się nie życzy i szlus. Była też autokompromitacja: zamiast matuzalemowego, matuzalowego wieku powiedział mi się !melchizedekowy (i Matuzalem, i Melchizedek z Biblii, stąd figiel pamięci). Pewnie dlatego, że chciałem dwie sroki za ogon chwycić. No cóż, za dużo dwa grzyby w barszcz. Wyjaśnienie jest inne, a ci, co twierdzą, że wszystko wyjaśnili, bodajby… Rozmawiało się więc dziś w sylwestrowych Wyczesanych rozmowach z Panem Redaktorem Pawłem Sołtysikiem chwileczkę o słówku bodaj, niegdyś życzącym — dobrze lub źle, a dziś takim powątpiewająco uprawdopodabniającym (bodaj taki jest jego status).
Ale o co chodzi z tym kamieniem?
Niechżeż mi pomogą położnicy i położne, doule i archeoetnografia wszelka: skąd się wziął obraz o rodzeniu się ludzi na kamieniu? Bodaj się tacy na kamieniu rodzili to pochwała o znaczeniu ‘oby takich było jak najwięcej’, ale przecież jakoś mało się słyszy, żeby rodzenie ludzi na kamieniu było częstsze. To już częściej organizuje się poród w(e) wodzie!
O nie rodzić się na kamieniu pisał w 1995 r. na łamach „Języka Polskiego” Stanisław Bąba (1939–2014). Cytował przykłady ze słowników, które się nieco po macoszemu z omawianymi jednostkami frazeologicznymi obeszły, oraz z prasy, gdzie na początku lat 90. XX ubiegłego stulecia wykwitały innowacje takie jak „Tacy ludzie nie rodzą się na pniu”. Nie zajął się jednak poznański uczony objaśnieniem genezy frapującego nas obrazu.
Noworoczne postanowienia
Kilogramy ciążą jak kamień młyński, więc trzeba by je zrzucić, ale uważać, by się w jakichś odmętach nie pogrążyć. Może by z tych „Wyczesanych rozmów” jakąś książkę zrobić?
by Artur Czesak·Możliwość komentowania Dwa grzyby w barszcz. Wyczesane rozmowy została wyłączona
Rozmawialiśmy w wigilię Bożego Narodzenia roku Pańskiego 2020 z redaktorem Pawłem Sołtysikiem w Radiu Kraków przed hejnałem o tym, co właściwie znaczy powiedzenie dwa grzyby w barszcz. Czy to jest za dużo takich samych rzeczy, czyli że już jeden grzyb nadałby barszczowi dostatecznie smaku grzybów? Albo że to są różne dodatki, więc mamy do czynienia z niepotrzebnym pomieszaniem.
Funkcjonuje też w polszczyźnie porównanie tani jak barszcz i to ono zapewne sprawia, że w młodym pokoleniu użytkowników polszczyzny pojawia się innowacyjne znaczenie, że dwa grzyby w barszcz to jest malutko czegoś, licho, słabo, byle co dodane do byle czego.
Jakie to grzyby i jaki barszcz? Tego nie sposób rozstrzygnąć nawet w wielkich ankietach. Tylko żmudne studia nad kulinariami mogą nas w stronę prawdy prowadzić. Jednym z pierwszych notowań tego obrazu dwóch grzybów jeden barszcz rzucanych znajdujemy w autotematycznej fraszce Wacława Potockiego, noszącej tytuł Na fraszki:
Na fraszki
Radem ci zacny gościu w domu swoim cale, Ochoty nie przebierzesz, wina mam o małe; Jeżelić się podoba, nim od stołu wstaniem, Zabawić się, przy piwku, tych fraszek czytaniem. A gość: „Miej sobie — rzecze — gospodarzu, fraszki, Każ jeszcze beczkę ścisnąć, a natoczyć flaszki, Potym czytaj po polsku, czytaj po łacinie, Będziem się śmiać, bo żarty ładniejsze przy winie.” Jam rozumiał, że wina ochronię księgami: „Wolicie pić, niżeli być audytorami? Chłopcze, schowaj te książki, a kielichem sporem Daj wina, pewnie i ja nie będę lektorem. Siła by to dwa grzyby w jednym barszczu topić; Jednym się kontentować: albo kpić, albo pić.”
Siła — dużo
Wydaje się, że to jedno z wcześniejszych zaświadczeń mówi, że dwa grzyby w barszcz to za dużo, ale że reprezentują one nadmiar wynikający ze zmieszania dwóch różnych elementów — picia i czytania. Wygrywa picie. I tak oto otwieramy się na sylwestrowo-karnawałowe szaleństwa, które bardziej nam już w głowie (szumieć mogą), bo tańców i balów się nie przewiduje.
by Artur Czesak·Możliwość komentowania W bród Wam powiem. Wyczesane rozmowy została wyłączona
Bród na rzece to miejsce, gdzie jako tako można się przeprawić na drugi brzeg konno, wozem, pieszo bez mostu czy łodzi. Miejsce płytsze, bezpieczniejsze, rozpoznane. Nieraz w takim właśnie miejscu organizowano przeprawy promowe. Oczywiście miały one wielkie znaczenie strategiczne, dlatego od wieków w ich pobliżu umieszczano strażnice, które takich miejsc strzegły. Na przykład Tyniec, gdzie Wisła przedziera się pośród wapiennych skał.
W bród powiedzieć. Wyczesane rozmowy odkrywają (w słownikach i tekstach)
To nie jest sensacja, ale skoro ja tego nie wiedziałem lub nie pamiętałem o tym, to może jeszcze kogoś to zainteresuje. Dziś gdy czegoś jest w bród, to jest tego ‘dużo, pod dostatkiem’. A dawniej można było w bród coś komuś powiedzieć, oświadczyć. Samuel Bogumił Linde podał następujące synonimy: najkrótszą drogą, najprościej, niedługo myśląc, co pierwszego to lepszego, obces, z kopyta, od razu, wzręcz, bez ogródki, nie ochylając, wbrew.
Rozmawialiśmy o tym w Radiu Kraków z redaktorem Paweł Sołtysikiem. Proszę posłuchać.
Oto cytat z Satyr Krzysztofa Opalińskiego:
Ale spyta mie ktory/ Jaka ma bydź miarka Tego naszego mienia. Powiem w brod i krotko: Ile człowieku trzeba do skromnego życia?
by Artur Czesak·Możliwość komentowania Umarł w butach. Wyczesane rozmowy została wyłączona
Najnowszą definicję tego wyrażenia przynosi Dobry słownik, którego jestem współredaktorem:
mówimy umarł w butach, jeśli chcemy zakomunikować, że sytuacja, o której mowa, jest beznadziejna i bez wyjścia; wyrażenie potoczne
Tam także znajduje się ciekawostka na ten temat.
W Radiu Kraków
Proszę posłuchać, jak gwarzyliśmy o tym frazemie w Radiu Kraków z redaktorem Pawłem Sołtysikiem, wszystkim życząc długiego i zdrowego życia:
W Wyczesanych rozmowach usiłujemy odtwarzać jakieś pierwotne impulsy i obrazy, które stoją za danym sformułowaniem. Na pewno mówiło się tak z wisielczym humorem już podczas pierwszej wojny światowej, na pewno podobną strukturę znajdziemy w angielszczyźnie amerykańskiej — gdy na Dzikim Zachodzie ktoś umierał w butach, to znaczy, że nie w domu, w łóżku i nie ze starości, lecz zwłaszcza powieszony, w pojedynku czy innej strzelaninie.
Raczej wykluczyłbym hipotezę, że chodzi o śmierć w (hiszpańskich) butach — narzędziu tortur. Nie znalazłem poświadczeń tekstowych takiego jakoby katowskiego powiedzonka żargonowego (profesjolektalnego).
W słowniku Lindego
W pierwszym tomie Słownika języka polskiego Samuela Bogumiła Lindego jest następujący zapis:
W bótach umarł; buty spalił = uciekł, Tr. Er hat das Fersengeld bezahlt
Linde, Słownik, tom I, s. 148
Jest to ciekawy ślad. Niemiecki frazeologizm, dosłownie: zapłacić „piętowym pieniądzem”, nie jest całkiem jasny, ale zawiera w sobie obraz szybko oddalających się pięt. Znaczenie: nie zapłacić za usługę i uciec, spylić. Czyli być może taki, co umarł w butach, wcale nie umarł. A to, że dwieście lat temu pisało się po polsku słusznie bóty, to miła ciekawostka.
To jeszcze nie koniec
Trzeba będzie poczytać Terencjusza i staropolskich pisarzy, dzięki czemu może się jeszcze dojdzie do tego, co oni mieli na myśli, gdy pisali w bociech umrzeć. Poszukiwaniu znaczeń frazeologizmów końca nie ma.
by Artur Czesak·Możliwość komentowania Adwentowy Karpiński została wyłączona
Proszę sobie posłuchać. Okazuje się, że pieśń adwentowa, która wydaje się odwieczna, ma historycznego autora, a jest nim oczywiście Franciszek Karpiński.
by Artur Czesak·Możliwość komentowania Słowa młode i modne została wyłączona
Zaproszono mnie do Radia Zet i weekendowo porozmawialiśmy z red. Beatą Tadlą o najnowszych zjawiskach leksykalnych na tle niespodziewanych emocji, które się ujawniły jesienią 2020 r.